Emocje bez happy endu.

Po nieudanej inauguracji ligi z Tychami dziś gościliśmy Wisłę Kraków. Faworytem byli goście.

Maciej Kowalski-Haberek

I rzeczywiście hiszpańska… zaraz, naszpikowana Hiszpanami drużyna przez całą pierwszą połowę miała potężną przewagę. Nic z niej nie wynikało gdyż:

  1. dobrze grała obrona, akcje były likwidowane, a strzały blokowane (czyli było to, czego zdecydowanie zabrakło w poprzednim meczu),
  2. doskonale spisywał się w bramce Mateusz Kuchta. Mateusz to prawdziwe wzmocnienie naszej ekipy!

Niestety, tradycyjnie w samej końcówce straciliśmy jednak bramkę. Wydawało się, że to najniższy wymiar kary, bo przewaga Wisły była miażdżąca.

Druga połowa początkowo nie rokowała poprawy sytuacji. Gra się nieco wyrównała, ale nadal przeważali Hiszpanie. Świadomie używam tego określenia, bo to oni nadają ton grze krakowskiej drużyny, a jeśli pojawiał się w grze ktoś inny, to jest to… Albańczyk.

I nagle po zdobyciu przez gości drugiego gola, trener zdecydował się na trzy zmiany, od razu dodajmy, że wyjątkowo pozytywne. Szybko wyrównaliśmy grę, a nawet zyskaliśmy lekką przewagę i strzeliliśmy bramkę kontaktową. Zaczęliśmy wierzyć w możliwość remisu. No i znowu ta „tradycja” – ostatnia minuta meczu i co? Po pięknej urody strzale Wisła ma trzecie trafienie. Zaraz później swój recital rozpoczyna sędzia spotkania, niejaki Grzegorz Kawałko, mający już mecze w elicie. Nie rozumiem jak tak słabego sędziego dopuszczono do gwizdania w ekstraklasie, aż taka posucha wśród gości z gwizdkiem w naszym kraju?!

Najpierw wydawało się, że sfaulowany został w polu karnym Tomek Wełna i nic, później wbiliśmy bramkę na 2:3 za sprawą duetu Mateusz Michalski/ Michał Grudniewski i Wiślakom w oczy zajrzał wielki strach. Nasi napierali. Ale od czego był Kawałko, on wiedział kto miał przez większość meczu przewagę i komu należało się bardziej zwycięstwo. Toteż kiedy znowu wyglądało na faul na Szymonie Kobusińskim, zaczął długotrwale umierać bramkarz gości. Wolał udawać śmierć kliniczną, bo chyba obawiał się reakcji arbitra. Niepotrzebnie! Ten wiedział co robić – dał drugą żółtą / czerwoną Szymonowi (chyba za coś powiedzianego, chociaż tego nie wie nikt).

Czyli było 96 minut i nasi w 10. Wystarczyło? Nie. Oblężenie trwało dalej. Był już chyba ostatni rzut rożny, do przodu poszedł nawet Mateusz z naszej bramki, dobrze doskoczył do piłki odegranej od Nikodema Zawistowskiego – piłkę odbił bramkarz Wisły lecz pod nogi Grudniewskiego, który z zimną krwią wbił ja do sieci. Stadion oszalał, lecz pan arbiter czuwał. Stwierdził, że bramki nie ma. Dlaczego? No, cóż… nikt tak naprawdę nie wiedział. Zareagował VAR. Mecz oglądałem i z trybun i w telewizyjnej powtórce, gdzie całą sytuacje pokazano chyba ze dwadzieścia razy z różnych ujęć. Podobnie jak komentatorzy telewizyjny nie wiem co „autor” miał na myśli. Nie dość tego – wrócił na boisko i wskazał na środek pola. Czyli dostrzegł, że nic nie było i uznał bramkę. Stadion znowu zaryczał ze szczęścia… i znowu na chwilę, bo pan z gwizdkiem stwierdził, że go źle zrozumiano – gola nie ma i zamknął mecz. Co usłyszał, to usłyszał, ale było widać, że był bardzo z siebie dumny schodząc do szatni.

Owszem, z przebiegu całych 100 minut Wisła sprawiała lepsze wrażenie, owszem mieli więcej z gry, ale, na Boga, liczy się to co w sieci. Nie wiem jak pan Kawałko zostanie oceniony przez gremia PZPN, ale dla mnie jest cienki. Niestety. I nie uważam, że był stronniczy, raczej, że ma problemy z oceną wydarzeń boiskowych i nie jest w stanie unieść odpowiedzialności za swoje decyzje.

W meczu podobał mi się nasz Mateusz w bramce. Kozak, zwłaszcza przy obronie takiego półloba w pierwszej odsłonie.

Obrona, w porównaniu do poprzedniego meczu zagrała nadspodziewanie dobrze. Owszem, przy totalnym naporze gości robili błędy, ale ich walka zasługuje na pochwałę. Czym dalej do przodu tym gorzej. Piotrek Marciniec za bardzo zwalniał grę, wikłał się w niepotrzebne dryblingi, Krzysio Koton  i Marcin Kluska mieli sporo strat i niczym nie błysnęli. Skrzydłowi też – Wojtek Fadecki zaczął bardzo obiecująco, lecz z upływem minut gasł, a Darek Pawłowski, wybijający się tydzień temu zaliczył występ mocno dyskretny. Michał Bajdur był chyba jedynym z wyjściówki, który czegoś tam próbował, Paweł Tomczyk, zupełnie osamotniony z przodu, też nic nie zdziałał.

Od razu powiem – może to zmiana mentalna w nastawieniu do gry, ale wszyscy zmiennicy, czyli już wymienieni plus Bartek Biedrzycki i Kuba Piątek, zaprezentowali się lepiej od tych, których zmieniali. Chyba rywalizacja o miejsce w wyjściówce może się zaostrzyć.

Pierwsza połowa tydzień temu i dzisiejsze ostatnie 40 minut pokazały, że jesteśmy w stanie wygrywać w tej lidze. Warunek, to utrzymać jakość gry w całym meczu i wychodzić z wola zwycięstwa i walki, a nie strachu przez iberyjskim zaciągiem. Jestem optymistą – do Gdyni jedziemy po zwycięstwo!

Author: trickywoo

5 thoughts on “Emocje bez happy endu.

  1. Mocno przesadziłeś, że wszyscy zmiennicy byli lepsi od zmienianych.
    Dla przykładu – taki Piątek to co dokonał na boisku ? A Zawistowski w typie uładzonego kolegi z sąsiedztwa ?
    Za to że Kawałek był cienki się zgadzam.

  2. Za I połowę CZERWONA kartka dla trenera Smalca. Brak presingu na stronie Wisły i durne rozgrywanie piłki od bramki, trener w żaden sposób nie próbował wpłynąć na grę zawodników w I połowie.Byłem na trybunach i Smalec stał przy boisku, ale nic a nic nie forsował zmiany taktyki na presing na połowie Wisły. Nie było przywołania kapitana, żeby przekazał wytyczne zespołowi, totalne 0 reakcji.

  3. Olo, podtrzymuję – to moje zdanie wyrażone w felietonie. Oczywiście możesz się nie zgadzać 😉
    Biedrzycki lepszy od Fadeckiego
    Michalski lepszy od Kluski.
    Piątek lepszy od Kotona…. dotąd było łatwo.
    Teraz – Kobusiński lepszy od Tomczyka. Trudno powiedzieć, gdyby nie dwie kartki byłoby łatwiej, ale pierwsza kartka, to raczej Kobusiński był faulowany, a druga, no cóż … Z drugiej strony Tomczyk nic nie pokazał, bo nie miał z kim grać.
    Oczywiście w przypadku zmiany Bajdur/Zawistowski sytuacja jest inna. Bajdur był już zmęczony, zabiegany, a na dokładkę systematycznie prowokowany, co groziło drugą żółtą , ale z drugiej strony, to Zawistowski uratował piłkę wychodzącą na aut bramkowy i doprowadził do strzelenia trzeciego gola, napędzając problemów sędziemu, który oczekiwany wynik miał na tacy do tego momentu i musiał się teraz okrutnie nakombinować nad akceptowalna ściemą 🙁

  4. Meczu nie widzialem . Nie mamy tzw. nazwiska które by grało wcześniej w 1 lidze czy ektraklasie i coś tam znaczylo . 1 liga nas okrutnie weryfikuje i tak moze być dłużej . Tylko czy wytrzymamy to my i władze ? Trener nie poleci jeszcze przez rundę . Będzie bardzo ciężko – czy wykażemy cierpliwość? Musimy kogoś nabyć do ataku ! I tosensownego .

    1. Raczej będzie trudno wzmocnić atak dobrym zawodnikiem. Nie ma na chwilę obecną wolnych napastników w polskich ligach. Na kupno właściciel nie wyda pieniędzy. Natomiast nasz dział skautingu to tak naprawdę dyrektor sportowy, który sam przyznał, że nie zna rynków zagranicznych. I koło się zamyka.

Dodaj komentarz