#PoloniaInStatWatch po Puławach – suplement

Kiedy pisałem dzisiaj rano #PoloniaInStatWatch po meczu z Puławami, nie miałem jeszcze niestety „punktu referencji” względem statystyk z InStat, w postaci statystyk z WyScout. Na tym drugim nasz mecz został bowiem „przetrawiony” dopiero przed chwilą. Do tego w porannym felietonie nie zwróciłem uwagi na jedną czy dwie kwestie zdecydowanie warte tego, żeby o nich wspomnieć. W związku z tym – zapraszam na poniższy suplement! Aha, dla porządku dodam tylko, że oryginalny tekst znajdziecie TUTAJ.

Bartosz Biedrzycki

Po pierwsze – nie wspomniałem w tekście o tym, że prostopadłą piłkę do Pawła Tomczyka „na sam na sam i czerwoną” zagrywał Krzysztof Koton. Nie było to zagranie idealne i dotarło do Pawła dzięki odrobinie szczęścia w postaci nieudanej interwencji rywala „po drodze”. Niemniej, myślę że wielu kibicom osoba dogrywającego mogła w tej sytuacji umknąć – a zdecydowanie zasługuje on tu na pochwałę, nawet jeśli reszta meczu wyszła mu „tak sobie” (w obronie – 1 wygrany pojedynek na 8 stoczonych, dramat; w ataku 2 na 5, więc niewiele lepiej).

* * *

Po drugie – zdaniem WyScout nasze xG wyniosło 2,14 a xG Puław wyniosło 0,68. Stało się tak m. in. dlatego, że sytuacje z 8 i 11 minuty Wyscout „wycenił” na zaledwie 0,22 i 0,1 „bramki spodziewanej” – kiedy na InStat miały one odpowiednio 0,7 i 0,15 xG. Podobnie, InStat wycenił uderzenie Krystiana Putona z okolic 25 minuty drugiej połowy na 0,2 xG, kiedy WyScout dał mu 0,09. Z drugiej strony – WyScout znacznie wyżej „wycenił” uderzenie główką Pawła Tomczyka po świetnej wrzutce Biedrzyckiego z 66 minuty – 0,11 na InStat vs 0,35 na WyScout. Cóż, futbol nie jest na szczęście wciąż w pełni i jednoznacznie kwantyfikowalny, są różne metodologie wyliczeń, takie rzeczy się zdarzają. Czy więc w pełni się zgadzam z wyliczeniami WyScout? Nie. I z tymi z InStat również się nie zgadzam w 100%. Prawda leży – jak zwykle – gdzieś na skrzyżowaniu różnych wersji.

* * *

Właśnie, uderzenie głową Tomczyka z 66 minuty – to powinien być gol! A widzę, że w moim krytycznym (krytykanckim?) amoku pominąłem w pierwotnym felietonie tę jakże istotną sytuację, która odrobinę (ale tylko odrobinę!) poprawia wyraz naszych ofensywnych działań po zmianie stron. Choć z drugiej strony – dorzuca ona kolejny kamyczek do Polonijnego ogródka o nazwie „Nieskuteczność”.

* * *

Patrząc po komentarzach do mojego tekstu mam wrażenie, że wiele osób nie rozumie o co mi w tym wszystkim chodzi i co właściwie mówią te „cyferki”, które próbuję dla Was rozszyfrować. Ja nie oceniam wyniku (ten bardzo cieszy). Oceniam czemu ten wynik zawdzięczamy – czyli ile realnych sytuacji stworzył sobie rywal, a ile my, gdzie leżą nasze mocne strony oraz słabości, etc.. I próbuję dociec dlaczego sprawy mają się właśnie tak. Przy odpowiednio dużej liczbie powtórzeń, finalna pozycja w tabeli zależy bowiem przede wszystkim od tego ile razy ćwiczoną wymianą podań, taktyczną zagrywką czy przetrenowanym SFG stworzyliśmy sobie „setkę” – a nie od tego czy komuś „przypadkiem odbije się od sęka i wpadnie, a potem utrzymamy 1-0”. Względnie – od tego jak „idiotoodporny” jest nasz system i na ile skutecznie jesteśmy w stanie wyeliminować błędy, którymi stwarzamy szanse dla zespołu rywali. I oczywiście, fart jest istotny (tym bardziej, im bardziej ogórkowa liga), więc oby dopisywał nam jak najczęściej i jak najdłużej. Nie zmienia to jednak faktu, że koniec końców samym fartem czy indywidualnym błyskiem nie osiągniemy najwyższych celów. A ja (naiwnie) wierzę, że „sky is the limit” – i że starając się być lepszym każdego kolejnego dnia (oraz wymieniając elementy, które tego nie kumają), mamy szansę „dojechać” do Ekstraklasy.

* * *

W komentarzach padały również stwierdzenia, że „faule i kartki rywali to nie prezenty tylko wynik naszej dobrej gry”. I oczywiście, w pewnym stopniu jest to prawda – jednak kiedy nasz wachlarz środków, którymi w danym meczu (jak z Puławami) jesteśmy w stanie „ugryźć” rywala, zasadniczo ogranicza się do „może nas sfaulują pod swoją bramką”, to znaczy że ofensywnie i pod względem kreacji jesteśmy za przeproszeniem w dupie. I do tego piłem zżymając się na to, że bez „pomocnej dłoni” rywali ani rusz, co jest dość grubym wstydem dla ekipy takiej jak Polonia.

Warto też pamiętać, że na dzisiaj mamy ex aequo trzecią najniższą liczbę rzutów karnych w lidze, ósmą najniższą liczbę strzałów bezpośrednio z rzutów wolnych w lidze i ex aequo czwarty najgorszy odsetek „rzutów wolnych zakończonych strzałem” w lidze. Więc z tymi stałymi fragmentami jako naszą bronią również bym za mocno nie szarżował. Jeśli już szukać „światełka w tunelu”, to faktycznie nie jest najgorzej jeśli idzie o nasze dryblingi – ale nasze 61% udanych to wciąż zaledwie „ligowa średnia” i pozycja 8-12 wśród drugoligowców. Swoją drogą – jeszcze w sezonie 19/20 ligowa średnia w tej kwestii wynosiła 55%, ale z roku na rok sukcesywnie rośnie.

* * *

Koniec suplementu – i dość o tych Puławach, czas na Hutnika! 😉

Author: noir

1 thought on “#PoloniaInStatWatch po Puławach – suplement

  1. Noir

    Swietne opracowania, może pojdziesz na trenera ?
    Pytanie – czy możemy grać lepiej ? Może niekoneicznie dla oka ale żeby wynik był.
    Taka to liga – i tak lesza niż III ligowa młócka.

Dodaj komentarz