PS wspomina polonistę Çaniego

Przy okazji meczu reprezentacji Polski z Czechami (1:3) Kanał Sportowy przypominał o Radku Mynářze. Przed meczem z Albanią (1:0) na łamach „Przeglądu Sportowego” i Onetu można było przeczytać o Edgarze Çanim.

Edgar Çani

Çani na K6 pojawił się w czasie panowania Józefa Wojciechowskiego. Do Polonii napastnika urodzonego w Tiranie, a piłkarsko ukształtowanego we Włoszech, polecił nie kto inny jak Zbigniew Boniek. – Çani jest trochę jak Luca Toni albo Mario Gómez, a przy tym ma dopiero 22 lata – zachwalał ówcześnie piłkarza „Zibi”. Formalnie jego agentem nie był, ale go do Warszawy sprowadzał. Zupełnym przypadkiem zarazem w polskich mediach pojawiły się informacje, że w przeszłości Çaniego chciały takie uznane firmy jak Manchester City czy Inter Mediolan.

Niezłe laurki wystawiali mu ówcześni szkoleniowcy „Czarnych Koszul”. Czesław Michniewicz porównał go do Zlatana Ibrahimovicia i Erica Cantony. – Obaj byli niepokorni, trudni do prowadzenia. To nie powód, by takich zawodników skreślać. Trzeba po prostu do nich dotrzeć – mówił w 2012 r. trener, który w siedmiu meczach prowadził Polonię z Albańczykiem w kadrze. – Zachowajmy proporcje. Myślę, że to nie ta skala. Daleki jestem od tego, żeby porównywać go do takich piłkarzy. Na pewno miał warunki, żeby więcej osiągnąć, ale jak życie pokazało, nie zaistniał nawet za bardzo w Serie B – ocenia teraz w rozmowie z „Przeglądem” Piotr Stokowiec. – Pewnie mógł grać na zdecydowanie wyższym poziomie, ale generalnie nie był to jakiś chłopak, który zawojowałby Europę. Charakter też mu w tym nie pomógł – przyznaje Jacek Zieliński, u którego Çani grę w Polonii zaczynał.

Początkowo krnąbrnemu Albańczykowi nie pasowało to, że szkoleniowiec zesłał go do zespołu Młodej Ekstraklasy, gdzie miał po przyjściu z włoskiej Modena FC 1912 wejść w rytm meczowy. – Nie przyjechałem z Włoch do Polski, żeby grać w młodzieżowym zespole – pieklił się napastnik, którego za tą krytykę Zielińskiego ukarano karą finansową.

W sparingu z ŁKS-em zostaje sfaulowany przez Piotra Klepczarka. Po udzieleniu pomocy medycznej Çani wraca na boisko i uderza rywala pięścią. I znów opuszcza boisko, już na dobre. – Musimy się do tych jego reakcji przyzwyczaić, ale i on powinien się nagiąć do naszej mentalności. Będzie mu łatwiej – tłumaczył Albańczyka w swoim ojcowskim stylu trener Zieliński.

Później był gwiazdą w domowym meczu z Legią (2:1), gdzie zdobył zwycięską bramkę. Ogólnie w sezonie 2010/11 trafił jedenastokrotnie. Mimo fajnego debiutanckiego sezonu na koniec rozgrywek przypomniał o swoim „charakterku”. W meczu z Lechem dostaje czerwoną kartkę i funduje sobie wcześniejsze wakacje. Do końca sezonu już tylko dwie kolejki, Çani nie ma zamiaru sterczeć w Warszawie, gdy plaża wzywa. Zwłaszcza że krytyki nie szczędzi mu Wojciechowski, który płacił mu ówcześnie 120 tys. zł miesięcznie (ówcześnie tyle samo w Legii Warszawa dostawał wtedy Daniel Ljuboja).

Albańczyka jako mało profesjonalnego wspomina Tomasz Rybarczyk, były trener przygotowania fizycznego w Polonii. – Nigdy nie miał sobie nic do zarzucenia. Po prostu uznał, że nie musi wykonywać poleceń sztabu szkoleniowego. Tak samo było zresztą z masażystami. Najpierw skarżył się na jakiś uraz, a potem nie przychodził na zabiegi – opowiadał w „PS”.

Çani po wspomnianej „dezercji” po meczu z Lechem wrócił w końcu po czwartej kolejce sezonu 2012/13, ale nikt nie wita go jak syna marnotrawnego. Koledzy patrzą na niego spod byka. Nie dość, że wyjechał w końcówce kwietnia, to na dodatek gdy trwała cała burza w związku z transformacją klubu, jego jedynym problemem było to, żeby nie zabrakło kremu do opalania. Daniel Gołębiewski mówił z ironią, że chyba biuro podróży musiało upaść, skoro Albańczyk był łaskaw wrócić do Warszawy.

Niestety dla Albańczyka Wojciechowskiego zastąpił Ireneusz Król, a on musiał tłumaczyć się ze słów, że „nie będzie wracał do odpadków z Polonii”. Wrócił, ale już nie był ani skuteczny, ani szczęśliwy.

W doliczonym czasie meczu z GKS-em Bełchatów (5:0) zmienił Łukasza Teodorczyka. Niedługo później wywalczył rzut karny i miał chrapkę na jego wykonanie. Tyle że wyznaczony był Tomasz Brzyski i doszło do awantury. Do piłki ustawionej na wapnie podszedł ostatecznie Brzyski i trafił w słupek, co jeszcze bardziej rozsierdziło Çaniego. Po końcowym gwizdku reprymendy udzielił mu trener  Stokowiec. Albańczyk nie miał zamiaru tego słuchać i odpyskował mu: „Sp***aj”. Trener nie mógł puścić tego mimo uszu. Çani został odesłany do zespołu Młodej Ekstraklasy. Z pensją 120 tys. zł miesięcznie zarabiał pewnie więcej niż pozostali młodzi piłkarze Polonii razem wzięci.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Edgar Junior Çani (@edgarjuniorcani)

Po rundzie jesiennej wrócił na Półwysep Apeniński (Calcio Catania). Obecnie występuje w AC Legnano z włoskiej IV ligi. Po rozstaniu z Polonią grał w większości we Włoszech. Zaliczył też grę dla Leeds United i albańskiego Partizana Tirana.

A Wy jak wspominacie Albańczyka?

Źródło: własne / Onet

Author: Kwikster

Barwy moro, ciemny kaptur, Kwik to dziwny bywa stwór, o swej Polonii marzy dzień i noc i w Gwiezdnych Wojen wierzy moc [wierszyk z czasów ogólniaka... niezmiennie na czasie ;)]

3 thoughts on “PS wspomina polonistę Çaniego

  1. Czechom tośmy jedną pyknęli a co do Caniego niby liczby niezłe, ale jednak nie kosztem atmosfery, dobrze że Stokowiec nie dał sobie w kaszę dmuchać, no i jak słyszę że zarabiał tyle co Ljuboja to na pewno nie wart tego

Dodaj komentarz