Czy ta jesień musi się już kończyć?

Postawione w tytule pytanie jest retoryczne, ale jakże zasadne! Złapaliśmy wyraźny ciąg, podczas kiedy nasi rywale zaczynają powoli robić bokami. To już siódmy nieprzegrany kolejny mecz, w tym szósty zwycięski. I wygrana jakże okazała.

Wyszliśmy na boisko osłabieni brakiem wykartkowanego Piotra Maślanki i wracającego po chorobie Mateusza Małka, a więc w składzie trochę przemeblowanym. Rywal jawił się jako siła, która w bieżącej edycji Pucharu Polski mocno już namieszała eliminując KGHM Lubin i napędzając silnego stracha Arce. W lidze też trzeba się było z nimi liczyć. Wierzyliśmy, że wygramy, ale rozsądek podpowiadał ostrożność.

Zaczęło się od ostrożnego badania przeciwnika. Przez pierwszy kwadrans niezbyt wiele się na boisku działo. Aż nadeszła 15 minuta i podyktowany dla nas rzut rożny. Wykonawcą był Cezary Sauczek, który wykonał ten fragment gry tak chytrze, że piłka po kontakcie z głową Krystiana Pieczary znalazła drogę do siatki rywali. Było więc 1:0, a Czarek zrobił sobie wspaniały prezent na zbliżające się w niedzielę 11 listopada urodziny. Brawo i najlepsze życzenia! Od tego momentu przewaga Polonii zaczęła się coraz mocniej zaznaczać na tle trochę jakby przestraszonych gości.

Krystian Pieczara i Cezary Sauczek

W 22 minucie okazało się, że rzuty rożne to obecnie nasza bardzo groźna broń. Kolejny rzut rożny, tym razem od strony Kamiennej na bramkę zamienił Przemysław Szabat. Kilkanaście minut później Czarek mógł mieć drugie trafienie, ale piłka przeszła powyżej poprzeczki. Minutę później było jednak już 3:0. Szalejący w tym meczu Sauczek wypuścił skrzydłem Grzesia Wojdygę, ten bardzo precyzyjnie wyłożył piłkę przed bramkę, a tam czyhał już Maciej Wilanowski i nie miał problemów z pokonaniem bramkarza Huraganu. Kiedy myśleliśmy, że to już wszystko w tej części gry, prawym skrzydłem poszła akcja. Bartek Wiśniewski nie bardzo miał co zrobić z piłką w polu karnym więc dał się wyraźnie sfaulować i dostaliśmy karnego, a to już, jak wiadomo, domena naszej polonijnej armaty – Krystiana Pieczary. Krystek oczywiście nie zawiódł i pewnie strzelił. Do przerwy pogrom Morąga – 4:0.

Po przerwie gra się uspokoiła. Nasi spokojnie kontrolowali grę, a w 65 minucie szansę na wykazanie się otrzymał Jan Balawejder i ją skrzętnie, broniąc trudny strzał, wykorzystał. Wyglądało na to, że ten wynik nie ulegnie już zmianie, ale nasi nie spoczęli jeszcze na laurach. 83 minuta – dynamiczne wejście w pole karne Marcina Kluski i potężny strzał odbity przez bramkarza gości, ale do piłki dopadł Krystian i spokojnie wpakował ja do sieci – 5:0. I to nie był jeszcze koniec. Wprowadzony w 63 minucie Małek pociągnął po lewym skrzydle, dobrze zacentrował, a na długim słupku akcję zamknął mający mniej roboty na stoperze Rafał Zembrowski. Mateusz próbował jeszcze sam coś ustrzelić, ale jego strzały minimalnie mijały bramkę, w tym już w 90 minucie oddany piętką tuż obok słupka.

Marek Jakubiak, Peter Kaluba

Sędzia nie przeciągał spotkania i zakończył je praktycznie bez przedłużania czasu gry. Uzyskaliśmy imponujący wynik 6:0 i to nie z ogonem tabeli lecz drużyną uważaną za mocną. Trzeba naszej ekipie pogratulować. Może chcieli się pokazać przed naszym wczorajszym gościem, byłym kandydatem na prezydenta Warszawy, panem Markiem Jakubiakiem, który odwiedził nasz stadion z małżonką. Gościom wyposażonym w nasze klubowe szaliki mecz się wyraźnie podobał.

Pooceniajmy? Dziś to miłe zajęcie.

Janek w bramce miał mało roboty, ale wszystko co zmierzało w jego stronę wyłapał albo skutecznie wypiąstkował. To już trzeci kolejny mecz z czystym kontem.

Obrona, jak już pisałem wcześniej, przetasowana z uwagi na absencje Maślanki. Arek Zajączkowski gra tak jak trzeba, z balansem pomiędzy zadaniami defensywnymi i ofensywnymi. Wszedł w drużynę i stanowi jej pewne ogniwo. Na drugim skrzydle nasz kapitan – Grzesio. Wiadomo – serce i waleczność i dobre rajdy po skrzydle. Stoperzy w osobach Rafała i Przemka, nie dość że nie dali sobie nic wbić, to jeszcze sami dołożyli po trafieniu – czego chcieć więcej?!Środek pomocy – Marcin i Sebastian Kobiera. Obaj przyzwoicie z lekkim plusikiem dla Marcina za akcję bramkową na 5:0. Obaj z żółtymi kartkami – to minus.

Na skrzydłach Sauczek i Wiśniewski. Czarek chyba „man of the match”. Motor naszych akcji ofensywnych, zwłaszcza przy braku na boisku Małka. Bartek mniej widoczny, ale swoje zrobił wywalczając karnego.

Atak – to Krystian i podwieszony Wilanowski. O Krystianie można pisać rozprawę doktorska, zwłaszcza mając na uwadze jego skuteczność w tym sezonie. To taki truizm – trzeba człowieka postawić na boisku w miejscu, w którym się najlepiej czuje, a wykona dobrą robotę. Krystek najlepiej czuje się na szpicy ataku. A skuteczność zachowuje mimo, że już cała liga o nim wie i jest mocniej pilnowany niż wszyscy inni. Maciek wreszcie strzelił, pewnie. Ja osobiście uważam, że stać go na więcej, ale powoli się rozkręca i myślę, że na wiosnę będzie już bardzo widoczny.

Kacper Wasilewski

Zmiany bardzo solidne. O Małku już pisałem, choć widać było lekki ubytek sił po chorobie. Jednak jak już był na boisku, to szybko się rozkręcał. Kacper Wasilewski, ładny rajd po skrzydle z centrą do Małka, chciałbym żeby dostawał więcej minut, bo coś mi szepcze w głowie, że on ma spory potencjał. Sebastian Olczak, przecinak środka pola. Kasujący każdy zalążek ataku w nasza stronę. Szkoda tylko, że mocno faulujący. Wczoraj też, więc żółta kartka i do Ełku może już nie jechać. Wprowadzony najpóźniej Jakub Cesarek zagrał chyba bardziej wyraziście niż w poprzednich grach. Niezła dynamika i chęć do ataku. To ciągle są krótkie epizody, po których trudno go w pełni ocenić.

Sędziowanie bez zarzutu.

Pozostał jeszcze tylko mecz w Ełku i będzie przerwa zimowa. Szkoda, bo żeśmy się mocno rozpędzili. Może, wzorem IV ligi, część kolejek wiosennych dałoby się rozegrać jeszcze teraz? Myślę , że dla nas byłaby to świetna wiadomość.

Na koniec ciekawa kartka z kalendarza przekazana mi przez naszego kolegę Roberta Trzaskę. 80 lat temu odzyskaliśmy Zaolzie (ukłony dla Aleša). 13 listopada 1938 roku na stadionie przy Konwiktorskiej zawitała drużyna Polonii Karwina, a jej mecz z nasza Polonią miał być manifestacją powrotu Zaolzia do macierzy i miał stosowną oprawę oraz udział przedstawicieli władz państwowych. Do przerwy goście sensacyjnie prowadzili nawet 2:1 i byli wspierani dopingiem przez warszawską publiczność, skończyło się jednak na spodziewanej wygranej pierwszoligowca wynikiem 6:3. Osobiście byłem na analogicznym meczu w 2012 roku, z goszczącą u nas Polonią Wilno. W tej grze byliśmy jeszcze mniej gościnni, wygrywając 10:0. Takie ciekawostki…

Author: trickywoo

Dodaj komentarz