Ostatni felieton po zeszłym sezonie zakończyłem optymistyczną frazą: „mam tedy nadzieję, że się uda i nowe rozdanie zaczniemy „z kopyta””. No i co?
Kopyto zaprezentował raczej pan z Pogoni Siedlce, który – po naszym głupim błędzie – walnął faktycznie mocno, na 1:0, nie dając szans Mateuszowi Kuchcie.
Co z tego wynika? Nie wiadomo.
To znaczy: w tym konkretnym meczu wyniknął remis, tedy – z jednej strony – udało się (w końcu!) zacząć „jesień” latem bez porażki. Z drugiej strony, szału też jakby nie było… Liczyliśmy na coś więcej, prawda?
Ale… z kim my właściwie graliśmy? Też do końca nie wiem. Bo niby z klubem, który cudem się utrzymał i raczej do faworytów tej ligi nie należy, delikatnie mówiąc. Z drugiej strony: Pogoń Siedlce wiosną punktowała przyzwoicie, na poziomie środka tabeli. No ale zaraz, podobno nasi się niby wzmocnili, a przecież – bez wzmocnień – w zeszłym roku wygrali w tych Siedlcach 4:2, a mogli wyżej.
Z trzeciej strony: słynna ta potyczka miała miejsce jakieś dziesięć miesięcy temu, we wrześniu, wtedy gdy Pogoń kopała się jeszcze po głowach, więc to nie była taka znowu wielka sztuka.
To może inaczej: jak wyglądał ów niedzielny mecz? Nijak w sumie. Nuda. Niby mogliśmy to wygrać, ale przegrać też mogliśmy. Ale też z czwartej strony: początek ligi często bywa dziwaczny, rezultaty mocno od czapy (vide: pierwsza kolejka ekstraklasy, z której jasno wynika, że gdyby Polonia awansowała, to by pewnie wygrała w Białymstoku siedmioma bramkami – no bo skoro Termalica puknęła „Jagę” czterema, a my ją trzema w Niecieczy… etc). Czy to zatem słynny „brak świeżości po przygotowaniach”, czy może diabli wiedzą co…?
Dobra, dajmy już spokój, bo mamy tradycyjny czeski film pod tytułem „Nikt nic nie wie”. Może za miesiąc będziemy mądrzejsi, zwłaszcza po zamknięciu okna transferowego. Ktoś jeszcze do nas dojdzie? Ktoś sensowny? Oby! Te wszystkie rozkminy dzisiaj nie mają większego sensu.
Na razie: pierwsze koty za płoty, jedziemy dalej! Przed nami GKS Tychy…
Doman Nowakowski