Stanowski o frekwencji w polskim futbolu

Właściciel portalu Weszło! Krzysztof Stanowski w swoim felietonie w „Przeglądzie Sportowym” pisze o zainteresowaniu polskim futbolem. Na tapet bierze akcje promocyjne Cracovii, która po wygraniu sześciu meczów z rzędu, w tym tego ostatniego z Legią na Łazienkowskiej, co nie zdarzyło się od czasów Bolesława Chrobrego, rozpoczęła akcję zapełnienia swojego niezbyt dużego stadionu.

W akcję promocyjną włączył się m.in. Krzysztof Piątek, były „Pasiak”, który strzela teraz na zawołanie w AC Milan. Celem jest przyciągnięcie na stadion przy Kałuży co najmniej dziesięciu tysięcy ludzi. Trener Michał Probierz słusznie zaobserwował, że niestety takie akcje idą jak krew z nosa, ponieważ w Polsce prawie nikt nie interesuje się futbolem. Oczywiście zaraz podniosły się głosy kibiców, którym się wydaje, że akurat ich klub jest naprawdę popularny, ale – no właśnie – tylko im się wydaje. Dowodów na to, że nasza ligowa piłka dogorywa, nie brakuje.

W dalszej części tekstu Stanowski wziął na tapet Wisłę Kraków, której frekwencję zestawił z drugą ligą niemiecką. Poziom drugiej ligi niemieckiej też nadzwyczajny nie jest, a tymczasem w poprzedniej kolejce 2. Bundesligi na każdy z trzech meczów przyszło więcej kibiców niż na Wisłę Kraków, a na pozostałych dwóch byłoby więcej, gdyby nie zbyt mały stadion. Trzecioligowy angielski Sunderland przyciągnął 29 000 fanów, a drugoligowy hiszpański Real Saragossa 26 000.

W końcówce felietonu znalazło się też odniesienie do niższych lig. Stanowski wspomniał o problemach Stomilu Olsztyn i „Czarnych Koszul”. Stomil Olsztyn właśnie pada albo już nawet padł, ale trudno żeby było inaczej, skoro na jego mecze przychodziło po tysiąc osób. Wieczne problemy ma Polonia Warszawa, o której nie tak dawno napisałem, że to fajny, dzielnicowy klub i pojawiły się głosy oburzenia, że jak mogłem. A przecież napisałem miło – że fajny, dzielnicowy klub, a nie, że niefajny, dzielnicowy klub. Okazało się, że to słowo „dzielnicowy” jest tym wrednym, co trochę dziwne – bo przecież nie jest moją winą, że losami Polonii nie interesuje się ani cały kraj, ani całe miasto, ale co najwyżej jedna dzielnica. Żadne to przekłamanie i żadna kontrowersja.

A co sądzicie Wy? Zgadzacie się z opinią założyciela portalu Weszło!?

Źródło: własne / Przegląd Sportowy

Author: Kwikster

Barwy moro, ciemny kaptur, Kwik to dziwny bywa stwór, o swej Polonii marzy dzień i noc i w Gwiezdnych Wojen wierzy moc [wierszyk z czasów ogólniaka... niezmiennie na czasie ;)]

4 thoughts on “Stanowski o frekwencji w polskim futbolu

  1. Kibic ma kupić gazetę, żeby pismak miał pracę, kibic ma kliknąć na stronę (przebijając się przez zasieki reklam) po to samo. Kibic ma kupić bilet, żeby piłkarz miął pracę, a handlarz prowizję od transferu. Kibic ma płacić podatki, że na stadiony i że loże dla vipów itd itp.

    I po prostu kibic właśnie powiedział: pier*olcie się przewałasy. Brawo my!

  2. Dzielnicowy no w koncu w każdej dzielnicy są kibice Polonii. Na ilosc ludzi na meczu wpływ ma wiele czynników właściwa promocja, marketing, ceny, atrakcyjnosć, i standard oglądania. Frekwencja no marna ale w każej z polskich lig jes to problem, jak nie level to gra, jak nie gra to wyniki, jak nie wyniki to ceny biletów jak nie ceny to stadion itd. Porównywanie do róznych poziomów rozgrywkowych za granicami kraju jeszcze bardziej pokazuje obraz mizerii. Zainteresowanie piłką jest jakie jest, przereklamowana liga, wałkowanie wszytkiego na jedno kopyto ile czasu mozna to cieagnąć. Gdyby przeszczepic dwa trzy kluby z drugich lig zagranicznych spokojnie mogłybysie bic o puchary nad Wisłą.
    Dobra frekwencja to skłądowa wielu elementów 70% obłozenie co dwa tygodnie to bajka dla wszytkkich klubów a frekwencja jak w Bundeslidze to po prostu kosmos.

Dodaj komentarz