Pierwsze koty za płoty

Problemy finansowe oraz kadrowe, a także słaba dyspozycja w okresie przygotowawczym sprawiały, że ciężko było znaleźć powody do optymizmu przed rozpoczęciem nowego sezonu. Pierwszy mecz na pewno tego nie zmieni, jednak zwycięstwo na inaugurację zawsze cieszy. Tym bardziej, że taka sztuka „Czarnym Koszulom” udała się po raz pierwszy od czasów IV ligi. 

We wczorajszym spotkaniu z Victorią Sulejówek, zakończonym zwycięstwem 2:1, Polonia nie była lepsza, jednak skuteczniejsza pod bramką, co przyniosło jej upragnione zwycięstwo. Najpierw ładne dośrodkowanie Mateusza Małka wykorzystał nasz kapitan Krystian Pieczara,  pokonując głową byłego kolegę z drużyny, Dominika Puska. Chwilę po przerwie dwójkowa akcja Sebastiana Olczaka z Maciejem Wilanowskim, wykończona przez tego pierwszego, dała nam dwubramkowe prowadzenie. Goście odpowiedzieli pięknym trafieniem Wojciecha Wociala (gol kolejki?), ale na więcej nie było ich stać. Ostatnie 20 minut było bardzo nerwowe, jednak udało się dowieźć pozytywny wynik do końca.

Zwycięstwo odniesione w bólach, a tak można chyba nazwać to wczorajsze, cieszy podwójnie. Trener Krzysztof Chrobak miał przed meczem bardzo ograniczone pole manewru (kontuzja Grzegorza Wojdygi, wciąż nie w pełni sił Bartosz Wiśniewski oraz Jakub Cesarek), ale wyszedł z tej sytuacji obronną ręką. O debiutujących młodzieżowcach jeszcze napiszę, ale można ogólnie stwierdzić, że poziomu gry nie zaniżyli. Co równie ważne, udało nam się wygrać spotkanie, w którym nie przeważaliśmy. Ileż było w ostatnich latach takich meczów wyrównanych, „na styku”, w których przez pech, brak koncentracji niepotrzebnie traciliśmy punkty (do głowy przychodzi mi przede wszystkim mecz z Rozwojem Katowice z wiosny 2017 roku i zwycięstwo stracone w ostatniej akcji meczu). Wczoraj momentami także miałem obawę, że historia się powtórzy i wygrana wyślizgnie nam się z rąk, jednak nerwowa końcówka ostatecznie zakończyła się happy endem. Ciężko przewidzieć, o co będziemy walczyć w tym sezonie, ale punkty zdobyte w takim meczu na pewno się przydadzą, a dodatkowo mogą dać drużynie pozytywnego kopa na kolejne tygodnie.

Krystian Pieczara

Przechodząc do ocen, na wyróżnienie zasługują przede wszystkim dwaj zawodnicy: Jan Balawejder i Krystian Pieczara. Janek świetną interwencją przy stanie 0:0 wybronił nam mecz (ta sytuacja z 16 minuty to też jeden z nielicznych, ale bardzo groźnych, błędów naszej obrony), a w drugiej połowie imponował pewnością i celnymi wykopami. Widać, że gra w polu w rezerwach procentuje, bo kilka zagrań do naszych wysuniętych zawodników było naprawdę świetnie wymierzonych. Krystian z kolei pokazał się jako prawdziwy kapitan drużyny – walczył, biegał, cofał się, żeby rozgrywać piłkę, a co najważniejsze, strzałem głową otworzył wynik spotkania. W drugiej połowie był bliski podwyższenia rezultatu, ale tym razem jego strzał sprzed pola karnego przeleciał nad poprzeczką.

Dobre spotkanie rozegrali także boczni obrońcy – Piotr Maślanka oraz debiutujący w zespole Arkadiusz Zajączkowski. 19-letni debiutant musiał zejść z boiska z powodu stłuczenia, jednak jego prawie godzinna gra pozytywnie rokuje na przyszłość. Arek zaliczył dużo odbiorów, udanych wślizgów, jedyną obawę budzi fakt, czy taka odważna gra „na raz” nie spowoduje kiedyś zagrożenia pod naszą bramką.

Warto odnotować także premierowe trafienie w pierwszej drużynie „Czarnych Koszul” Sebastiana Olczaka oraz udział przy bramkach Macieja Wilanowskiego. Młody rozgrywający mnie nie zachwycił, ale najpierw prostopadłym podaniem do Małka rozpoczął akcję na 1:0, a później asystował przy golu Olczaka. Dobrze wyglądała także, ponownie, gra skrzydłami. Widać, że z akcji Sauczka i Małka będziemy mieć (oby jak najdłużej) dużo pożytku. Pozostali piłkarze także zagrali poprawnie, a w drugiej połowie na boisku pojawili się kolejni debiutanci – Wiktor Babiński, Szymon Kamiński oraz Kacper Wasilewski. Tyle z pozytywów.

Niestety jeszcze przed meczem dały o sobie znać organizacyjne problemy. Zegar nie działał, nagłośnienie płatało figle spikerowi, a kibice długie minuty musieli czekać w kolejce do kas. Pozostaje nam mieć nadzieję, że pod tym względem będzie już tylko lepiej.

Wczorajszy mecz był także kolejnym dowodem na to, że jeszcze nie raz zapłaczemy za Mariuszem Marczakiem. Rozegranie kulało, niejednokrotnie przegrywaliśmy z Victorią walkę w środku pola. Wciąż większość zagrożenia stwarzamy szybkimi akcjami skrzydłami. Maciej Wilanowski z pewnością ma duży potencjał, ale jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie, zanim stanie się godnym następcą „Manolo”. Także Marcin Kluska w środku pola mnie na razie niespecjalnie przekonuje.

sędzia Kamil Baranowski, Maciej Wilanowski, Sebastian Pindor

Poza tym bardzo szkoda licznych żółtych kartek. Pan Kamil Baranowski ogólnie sędziował dosyć dobrze, ale kartki rozdawał na prawo i lewo. Abstrahując od ich zasadności, kilka z nich było nam zupełnie niepotrzebnych – szczególnie te za dyskusje z arbitrem. Dysponując tak wąską kadrą, musimy mieć świadomość, że głupio złapane kartki mogą być w przyszłości bardzo bolesne.

Na koniec warto jeszcze napisać o licznej kolonii byłych Polonistów, którzy zagrali w zespole rywali. Na boisko w barwach Victorii wybiegli Dominik Pusek, Jan Dźwigała, Adrian Zawadka, Sebastian Pindor oraz Mariusz Wierzbowski. Na szczęście żaden z nich nie wyróżnił się szczególnie, a Dźwigała miał nawet pewien udział przy drugim trafieniu dla „Czarnych Koszul”. Niemniej życzymy chłopakom jak najlepszej gry w zespole z Sulejówka oraz kolejnych powrotów na K6 (może także z drugiej strony?).

W najbliższym tygodniu czekają nas dwa spotkania „Czarnych Koszul”. Najpierw środowy wyjazd do Ząbek na mecz z drugą drużyną Legii, a potem domowy pojedynek z Lechią Tomaszów Mazowiecki. W obu meczach nikt nam punktów za darmo nie da, jednak pozytywne wyniki są jak najbardziej w naszym zasięgu. Lechia po zawirowaniach właścicielskich nie jest tak mocna jak przed rokiem, dlatego spodziewam się dwóch wyrównanych spotkań, w których będziemy musieli zagrać tak jak z Victorią. Uważnie i odpowiedzialnie w obronie, a przy tym skutecznie w ataku. Niby nic, ale w tej, wyjątkowo wyrównanej, III lidze powinno to wystarczyć.

P.S. Na moje niewprawne oko frekwencja w sobotę była niezła. Nie bardzo dobra i niesatysfakcjonująca, ale lepsza niż w wielu meczach poprzedniego sezonu. A mamy środek wakacji. Może to jakiś mały optymistyczny prognostyk na przyszłość?

Author: oleinar

3 thoughts on “Pierwsze koty za płoty

  1. Pełna zgoda z udanie debiutującym na łamach Dumy Stolicy felietonistą (łączę pozdrowienia), co do oceny meczu. Mnie cieszy jedno. Na boisku dużo nowych, młodych twarzy, a drużyna Pana Trenera Chrobaka nadal gra w piłkę, w przeciwieństwie do czasów Delfina, kiedy to od oglądania drużyny usiłującej wprowadzić w życie niuanse taktyczne, miast gry w piłkę nożną, zęby człeka bolały.

    Ta drużyna jeszcze będzie przegrywać, wygrywać i remisować, ale jeśli nadal będą grali w piłkę z pełnym zaangażowaniem i ambicją, to kibic przyjdzie pooglądać. Proponuję, więc naszym piłkarzom – po małyszowemu: bułkę z bananem i koncentrację na najbliższym meczu, a będzie dobrze.

Dodaj komentarz