Wygrana w otoczce niesmaku

Od razu powiem o co mi chodzi. Niesmak wzbudził dziś sędzia meczu, p. Kamil Baranowski z WS Siedlce. Sędziował bardzo słabo, żeby nie powiedzieć źle, nawet z delikatnym przechyłem na korzyść Sokoła. I te doliczone 8 minut… Paradoksalnie, przy tym arbitrze Polonia ma bilans pięciu wygranych i jednego remisu (cytuję za PTS). Ciekawe.

Ale po kolei. Mecz został przełożony na niedzielne przedpołudnie na żądanie policji w związku z różnymi wydarzeniami w naszym mieście. Choćby mecz z Piastem, którego kibiców mijałem w drodze do domu, kiedy pod silną eskortą jechali na stadion z dworca.

Czy to nam pomogło, czy zaszkodziło? Chyba to pierwsze, bo goście narzekali na wczesny wyjazd z domu, na porę narzekał tez nieco Mateusz Tobjasz, choć musiałem sobie nieco zażartować z niego przy wywiadzie, kiedy zaczął przepraszać za swoja dzisiejszą „słabą grę”!

Tymczasem na stadionie przy Konwiktorskiej zobaczyliśmy dzisiaj autentycznie tłumy kibiców. Padł chyba frekwencyjny rekord. Przed kasami kłębiły się długaśne kolejki, a na sektorach nie bardzo było widać wolne miejsca. I był doping! O tym jednak napiszę na końcu.

Jerzy Piekarzewski i Mariusz Wierzbowski
Jerzy Piekarzewski i Mariusz Wierzbowski (fot. Robe)

Wyszliśmy w mocno okrojonym składzie, bez kontuzjowanego Piotrka Kosiorowskiego, a także „wykartkowanych” Donka Nakrošiusa i Michała Zapaśnika. W tej sytuacji od pierwszej minuty na boisku był obecny Mariusz Wierzbowski. Obecny, można by rzec, pełna gębą. Już na samym początku faulowany został Krystian Pieczara, wolnego wykonywał, jakże by inaczej, Mariusz Marczak. Piłka została odbita przez obrońców, ale przechwycił ją właśnie Wierzba, pięknym balansem minął dwóch obrońców i niezwykle precyzyjnie strzelił w okienko bramki Sokoła. Bramkarz, mimo rozpaczliwej obrony, mógł to tylko podziwiać z ziemi. Tego gola bardzo było „żal” ojcu młodego Mariusza, który spóźnił się kilka minut i bramki nie zobaczył. Sam Mariusz zadedykował bramkę swojej jedenastoletniej siostrzyczce. Piękny prezent! 🙂 Wierzba nie zwalniał tempa i kolejną sytuację, tym razem wybronioną przez bramkarza, miał dziesięć minut później.

Gracze Sokoła nie chcieli jednak poddać się bez walki i w kolejnych minutach to oni mieli swoje sytuacje. Tylko, że u nas na bramce stał Tobi! A on bronił dziś wszystko.

Mecz zrobił się wyrównany, a publiczność zaczęła z coraz większym zdumieniem obserwować poczynania ubranego na żółto pana z gwizdkiem. Gwizdał dokładnie wszystko, psując obraz gry, która zupełnie straciła płynność. Raz mógł, a zdaniem naszego prezesa, nawet powinien gwizdnąć dla nas karnego, ale z mojego punktu widzenia sytuacja nie była oczywista. W samej końcówce tej części meczu jakby się pomylił na naszą niekorzyść i wtedy po raz pierwszy usłyszał „ocenę” swojej pracy z trybun.

Po przerwie za nieźle grającego Grzesia Wojdygę wszedł Piotrek Augustyniak, a nasze szyki defensywne zostały zdecydowanie przemodelowane. Daniel Choroś poszedł do przodu, Marcin Bochenek wylądował na skrzydle. A Sokół ostro ruszył do przodu. Ich przewaga była dosyć wyraźna i trwała mniej więcej do ostatniego kwadransa gry. Najgroźniej było chyba w 67 minucie kiedy Tobi niewiarygodną paradą wybronił niezwykle groźny strzał w długi róg bramki. Na boisku pojawili się Marcin Kluska (zmieniając Wierzbę), Michał Stasz (za Piecziego) i w końcówce rekonwalescent Olek Tomaszewski (za Bartka Wiśniewskiego).

W 74 minucie nasi przełamali wreszcie przewagę Sokoła i sami zaczęli budować dobre akcje. Wtedy pięknym prostopadłym podaniem popisał się nasz Manolo, piłkę przejął Kluska i nieatakowany walna mocno nad bramką. Gorąca głowa, zupełnie niepotrzebnie. Trzy minuty później ten sam zawodnik mógł, a nawet powinien znowu zapisać gola na swoim koncie. Miał piłkę na głowie już chyba w obrębie pola bramkowego i strzelił jakoś na tyle niezdecydowanie, że piłkę jeszcze ktoś z gości strącił na róg. Po tym rogu główkował Chory, jednak odrobinę powyżej poprzeczki. Znowu dwie minuty i znowu niewykorzystana sytuacja „Czarnych Koszul”. Tym razem nie popisał się skutecznością, a zwłaszcza zdecydowaniem, Wiśnia. Dostał piłkę w polu karnym, raczej tłoku koło niego nie było. Usiłował ściąć do środka, tam wjechał pomiędzy obrońców i niby strzelił, ale właśnie… niby, lekko w ręce bramkarza. Wiśnia miał tez drugą szansę, w 84 minucie. Wtedy na linii pola karnego dostał podanie, po którym miał ewidentnie lepszą pozycję – mógł przyjąć i strzelić lub podprowadzając dać się sfaulować na karnego. On wybrał tym razem strzał z powietrza, mocno nieskuteczny. Przed 90 minutą mieliśmy jeszcze niezłą akcję Przemka Szabata z Olkiem, zakończona potężna bomba Manola, niestety w bok od bramki.

Mateusz Tobjasz
Mateusz Tobjasz (fot. Robe)

Sędzia doliczył 6 minut (!). Dlaczego tyle? Nikt nie wie. Owszem był komplet zmian, lecz jedna w przerwie, jedna podwójna. „wylegiwania” na murawie też nie było, tylko raz po urazie Piotrka Petasza, po którym został z boiska zniesiony na noszach. Mecz kończyliśmy więc w 10, mając przeciw sobie żądnych gola graczy z Aleksandrowa oraz w sumie sędziego, doliczającego kolejne minuty. I mało tej bramki w ekstra tajmie nie straciliśmy. W zamieszaniu Tobi fantastycznie obronił strzał z najbliższej okazji brzuszkiem. Cóż za dzień naszego bramkarza!

Wreszcie po obłędnym, ogłuszającym dziś i żywiołowym dopingu trybun sędzia zdecydował się na ostatni gwizdek w meczu. Odetchnęliśmy. Po ciężkiej walce wyszarpaliśmy zwycięstwo 1:0 i do lidera pozostał nam tylko jeden punkcik.

Nie chcę pisać, czy wygrana przekonująca, czy nie. Czy gra nasza była dobra, czy taka sobie. Dla mnie dziś liczy się tylko wygrana! Wygrana mocno okrojonym składem, wygrana po morderczej walce, na dokładkę przy miernym sędziowaniu. Jeśli wracam do sędziowania, to muszę przy okazji podkreślić przyzwoitą pracę ludzi z chorągiewkami, być może i mieli jakieś tam pomyłeczki, lecz te podstawowe to były autorstwa wyłącznie tego gwiżdżącego.

Ocenki?

  • Tobi w bramce – gracz meczu! Słyszałem lekkie uwagi do jego gry nogami w pierwszej połowie, ale bez przesady. Wybronił nas dzisiaj i załatwił wygraną.
  • Linie defensywne. Ponieważ mocno się to dziś mieszało, uwzględnię w nich także środkowych pomocników. Ostatnio dużo dobrego pisałem o Chorym – dziś w I połowie miał kilka słabych momentów. W tym meczu obrona walczyła przez cały czas, cały czas była pod presja Sokoła. Dowieźliśmy z tyłu „zero”. Więc nie pamiętajmy o błędach, bo nie było aż tak kardynalnych, aby zakończyły się tragedią.
  • Z przodu. Wierzba, co tu dużo mówić, ma to coś. Może na dziś nie wytrzymuje jakościowo całego czasu spędzonego na boisku, lecz tylko dla tych błysków warto go oglądać. A jak okrzepnie, to… pewnie nam go ukradną 🙁 Pieczi – to chyba nie był jego dzień. Grał i walczył, ale nie był tak wyrazisty jak w poprzednich spotkaniach. Manolo – no ten nie schodzi ze swojego pułapu. Kilka naprawdę dobrych zagrań, te mordercze stałe fragmenty, nadspodziewanie dobra motoryka. Plus. Wiśnia. Tu mam problem, czegoś mi w jego grze brakuje. Oczywiście szybkiej orientacji i zdecydowania na boisku. Potrafi dobrze rozegrać akcję, potrafi nieszablonowo rzucić piłkę, ale potrafi też wpaść w stupor, jak choćby w 84 minucie. Czekam aż wreszcie coś soczyście strzeli z gry, ale tak żeby wpadło. Michał Stasz i Marcin K. Sporo walki, niestety bez wyraźnych efektów. Mieli swój wkład w mecz, ale Kluska naprawdę powinien dziś coś trafić. Miał dwie 100%! Olek, ważne, że się wreszcie pojawił, będzie potrzebny. Dziś grał zbyt krótko aby go oceniać.

W kolejnych meczach wracają Donek i Zapas. To dobrze, większe pole manewru siłami. Zwłaszcza, że nie wiemy jak poważna jest kontuzja Piotrka Petasza.

Doping to był dziś autentycznie 12-ty zawodnik! Tak powinno być cały czas!

Pojawił się chodzący jeszcze o kulach Rafał Kosiec. Och, jakby on się teraz przydał! Rafał – kuruj się i na boisko!

Teraz chwila oddechu (Oskar), ale czy na pewno? A później już ŁKS i w zasadzie będzie wiadomo….

Author: trickywoo

4 thoughts on “Wygrana w otoczce niesmaku

    1. Wielka Polonia, jak zawsze buja w obłokach. Przyjmij do wiadomości, że wyniki mają DECYDUJĄCY wpływ na frekwencję na meczach, i tak jest w zasadzie wszędzie, może poza Wyspami Brytyjskimi. Gdybyśmy się pętali gdzieś w środku tabeli, nawet 1/3 z niedzielnego tłumu byś nie ujrzał na trybunach.

    2. @1954 – mówisz o tłumie kibiców, a było nas tylko ze 2,5 tysiąca. A i tak kupno biletów przed meczem i samo wejście na stadion było ( delikatnie pisząc ) mocno skomplikowane. Problem może być, jak przyjdzie jeszcze więcej ludzi. Spółka winna mieć pomysł, jak to rozwiązać. Sprzedaż internetowa i przedsprzedaż – to sprawa spółki. Po stronie kibiców – korzystanie z tych możliwości.

Dodaj komentarz