Gawkowski wspomina Pekina

Śmierć Jerzego Piekarzewskiego dotknęła mnie mocno. Choć było jasne, że jest ciężko chory i koniec zbliża się nieubłaganie, to gdzieś w sercu tliła się bezzasadna nadzieja na jakiś cud. Jego śmierć przeżyłem tak jak każdy polonista. Bo Jurek Piekarzewski to rzadki przypadek bezgranicznego oddania swemu klubowi.

Jerzy Piekarzewski, Robert Gawkowski

Najpierw gdy miał kilkanaście lat był żywą maskotką klubu. W końcu lat czterdziestych piłkarze zabierali go z sobą na mecze wyjazdowe, chowając go w pociągu pod siedzeniami albo w skrytkach na walizki. Szybko jednak urósł i zaczął bez większych sukcesów uprawiać w swej Polonii boks. W sekcji piłkarskiej zaś działał niemal na każdym szczeblu.

Pod koniec lat pięćdziesiątych został kierownikiem piłkarzy. Mniej więcej wtedy zaopiekował się bezdomnym i poszkodowanym przez los eksbramkarzem Polonii Henrykiem Boruczem. Borucz miał już zdiagnozowana gruźlicę, ale Jurek znalazł mu miejsce do spania w swoim małym mieszkaniu.

Gdy finanse Polonii były wyjątkowo kiepskie Jerzy Piekarzewski, by pomóc klubowi wymyślił wielki bal na obiekcie klubu. W roli kelnerów występowali piłkarze, którzy uczestnikom balu (z reguły kibicom „Czarnych Koszul”) przynosili na tacy napoje. Śmiechu było co niemiara, bawili się wszyscy, zarówno piłkarze jak i kibice). Wejściówka na bal kosztowała słono, mnóstwo było pieniędzy w puszkach z dobrowolnych składek i w ten sposób załatano dziurę budżetową klubu. Sam byłem świadkiem jak Jerzy zapożyczał się dla swojej Polonii.

Jednak to co zrobił kilkanaście lat temu, przebiło wszystkie inne społeczne działania dla klubu. Jerzy sprzedał swoje mieszkanie na Nowolipkach, a kasę dał Polonii. Inaczej byłaby tragedia, to takie Finis Poloniae, co na Konwiktorskiej jest rozumiane po polonijnemu. Ratował Polonię wiele razy. To on, gdy byłem jeszcze studentem, zainteresował mnie historią sportu.

Opowiadał mi jak Polonia traktowana była w epoce stalinowskiej. Jak usiłowano zabrać klubowi stadion, jakie tworzono przed klubem sztucznie kreowane kłopoty administracyjne i jak działacze i kibice próbowali im zapobiec. Z początku myślalem, że to tylko mity. Dopiero potem już jako historyk zrozumiałem jak dużo w tych opowieściach było prawdy.

Jak słusznie pisał Stefan Szczepłek w dzisiejszej „Rzeczpospolitej”: Jerzy Piekarzewski był kimś wyjątkowym, kto nie miał odpowiednika w całej polskiej piłce.” R.I.P

dr hab. Robert Gawkowski

Author: Kwikster

Barwy moro, ciemny kaptur, Kwik to dziwny bywa stwór, o swej Polonii marzy dzień i noc i w Gwiezdnych Wojen wierzy moc [wierszyk z czasów ogólniaka... niezmiennie na czasie ;)]

Dodaj komentarz