Przyrowski wspomina Polonię, czasy JW, Króla i trenera Bakero

Na portalu sport.pl ukazał się bardzo obszerny wywiad z byłym bramkarzem „Czarnych Koszul” Sebastianem Przyrowskim, który obecnie broni barw naszego sobotniego rywala Pogoni Grodzisk Mazowiecki.

Sebastian Przyrowski

Przypomnijmy, że Sebastian Przyrowski dołączył do zespołu „Czarnych Koszul” w sezonie 2008/2009 po głośnej fuzji Polonii z Groclinem Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski i bronił jej barw aż do końca sezonu 2012/2013, po którym nasz klub zbankrutował i wobec nieuzyskania od PZPN licencji na kolejny sezon w ekstraklasie, został zdegradowany do czwartej ligi. Po kilku latach spędzonych m.in. w greckim Levandiakosie i ekstraklasowym Górniku Zabrze, łącząc grę w piłkę w niższych ligach, wrócił na Konwiktorską jako trener bramkarzy juniorów w akademii MKS-u Polonii Warszawa.

Na początku rozmowy Przyrowski nawiązał do krytyki, jaka płynęła zarówno pod jego adresem, czy innych polonistów ze strony kibiców oraz mediów w trakcie jego pobytu przy K6 i błędów, jakie mu niejednokrotnie wytykano.

– Czytałeś komentarze na swój temat? Nie. Miałem do tego dystans i uważałem, że to pożywka dla dziennikarzy. Zwłaszcza dla tych, którzy nie mieli czym zaistnieć i tylko szukali sensacji. Ludzie, którzy za kadencji Józefa Wojciechowskiego w Polonii Warszawa uderzali w nas nie tylko za to, co robiliśmy na boisku, ale i prywatnie, kilka miesięcy wcześniej prosili się o wywiady. Traktowałem to wszystko jak powietrze.

Na pytanie jak podchodził do swoich błędów, Sebastian najprawdopodobniej nawiązał do pamiętnej przegranej u siebie z Wisłą Kraków w sezonie 2009/2010, kiedy to straciliśmy bramkę w ostatniej minucie meczu po samobójczym trafieniu Łukasza Piątka, który w niegroźnej sytuacji chciał wycofać piłkę do naszego ówczesnego bramkarza …

Gdybyś przeanalizował moje mecze i puszczone bramki, to zobaczyłbyś, że tak naprawdę popełniłem tylko jeden duży błąd. To było w barwach Polonii, gdy piłka przeleciała mi nad nogą. Takie błędy zdarzają się jednak w każdej lidze świata. Nawet na najrówniejszych boiskach piłka potrafi skoczyć przed bramkarzem i wpaść do bramki. I to był taki błąd. Innych, jak na przykład to, że puściłem piłkę pod ręką, nie znajdziesz.

Następnie Przyrowski wspomina czasy prezesury Józefa Wojciechowskiego. – To był bardzo dynamiczny, ale też ciężki i wyczerpujący związek. Przez tych kilka lat działo się mnóstwo: ciągłe zwalnianie trenerów, mnóstwo nowych zawodników, potężne zainteresowanie mediów. Według mnie kolejnej takiej szansy Polonia mieć nie będzie. Do dzisiaj z piłkarzami, którzy grali wtedy w klubie, wspominamy tamte czasy i jest nam żal, że nie udało się nic wygrać. Z możliwościami finansowymi prezesa Wojciechowskiego to powinno wyglądać dużo lepiej.

A jakim prezesem dla zawodników był Wojciechowski? – Nieobliczalnym. Widywaliśmy się co tydzień albo na Polonii, albo w biurze prezesa. Były momenty, w których siedzieliśmy razem i żartowaliśmy ze wszystkiego, ale były też takie, w których każdy z nas dostawał taką burę, że ze spotkania wychodziliśmy ze spuszczonymi głowami. To często był efekt rozmów prezesa z otaczającymi go ludźmi. I to do nich mamy największy żal. Doradcy Wojciechowskiego nie chcieli mu pomagać, tylko z niego zdzierać. On im ufał, a oni tylko liczyli pieniądze. Żadna z tych osób nie wniosła nic dobrego do klubu.

Przy okazji pytania jak ciągłe zmiany trenerów wpływały na ówczesnych piłkarzy Polonii, Sebastian opowiedział ciekawą anegdotkę jaka miała miejsce po zwolnieniu trenera José María Bakero EscuderoByły dwa momenty – za trenerów Jacka Zielińskiego i Bakero – że odcięliśmy się od wszystkiego i poczuliśmy, że w szatni rośnie zespół, który może wiele osiągnąć. Dwukrotnie jednak podcięto nam skrzydła. Kiedy trener Bakero został zwolniony, nie wytrzymaliśmy i poszliśmy do prezesa. On powiedział nam jednak, że decyzji nie zmieni. Poczuliśmy wtedy straszny żal. Byliśmy na fali, z pięciu meczów przegraliśmy tylko jeden, tracąc cztery bramki, w tym trzy w jednym meczu [przegranym 1:3 z Koroną Kielce, po którym zwolniono Bakero – red.]. W tamtej drużynie coś pękło. Cały obóz przygotowawczy, założenia, plany – wszystko to poszło do kosza. Musieliśmy uszanować tamtą sytuację, jednak wszyscy poczuli, że będzie ciężko. I mieliśmy rację. Co chwilę przychodzili nowi trenerzy, którzy mieli własne pomysły, a tak nie da się zbudować czegoś trwałego.

Na pytanie jakim trenerem był Bakero, „Przyroś” wypowiada się o hiszpańskim trenerze w samych superlatywach. Na mnie zrobił wielkie wrażenie. Każdy z nas miał do niego wielki respekt. Trener Bakero miał swoją filozofię i cierpliwie się jej trzymał niezależnie od wyników. Co chwilę wdrażał nam nowe rzeczy, których wcześniej nie znaliśmy, a które pozwalały nam się rozwijać. Równie ważne było też to, że zawsze stał za nami i czuliśmy, że mamy w nim oparcie. Bakero był wielkim piłkarzem, czuł klimat szatni i wiedział, jak ważna jest drużyna. Przed ostatnim meczem z Koroną uległ jednak prezesowi. Bakero dokonał kilku zmian, których domagał się prezes, a nam nie poszło i przegraliśmy. To na pewno była dla niego wielka nauczka, ale musiał to wziąć na siebie.

– Mistrzostwa nie robi się za pieniądze, tylko drużyną. A drużyna, co wtedy była, to sp*******ła pierwsza, jak tylko Wojciech odszedł” – napisałeś kiedyś na Facebooku. To wiele mówi o tamtej Polonii i tym, dlaczego wam nie wyszło. Niestety wiele ludzi przyszło do Polonii tylko po pieniądze i szybko z niej uciekło wraz z Wojciechowskim. Z jednej strony to normalne, bo praca polega przecież na tym, by zarabiać, ale z drugiej strony brakowało nam ludzi, którzy daliby z siebie coś więcej. Pierwsze miesiące po przeprowadzce niemal całego Groclinu do Warszawy były bardzo obiecujące. Do Polonii trafili doświadczeni zawodnicy, którzy w Grodzisku Wielkopolskim odnieśli sukces, a którzy w stolicy widzieli szansę na jeszcze większe osiągnięcia. Niestety po pół roku zaczęły się dynamiczne zmiany. Do Polonii trafili ludzie, którzy nic temu klubowi nie dali, a z tych, którzy mieli największe możliwości, z łatwością zrezygnowano. W Warszawie zabrakło zabrakło nam tego, co mieliśmy w Grodzisku Wielkopolskim, czyli spokoju i mądrego, rozsądnego prezesa, który rozumiał piłkę nożną i wiedział, że niczego nie zbuduje się w miesiąc czy dwa. W Polonii nie wykonano fundamentu pod jakikolwiek sukces.

Pod koniec rozmowy pojawił się temat prezesury Ireneusza Króla i wspomnienie pamiętnej drużyny prowadzonej przez trenera Piotra Stokowca. – Usłyszałem, że kiedy Polonię odkupił Ireneusz Król i zaczęły się dla was trudne czasy, ty stałeś się jedną z najważniejszych postaci w zespole

– Czułem się odpowiedzialny za drużynę. Miałem najdłuższy staż w Polonii i chciałem, żeby mieszanka obcokrajowców z młodymi zawodnikami odpowiednio funkcjonowała. Musieliśmy dbać o młodzież, bo nagle stała się ona bardzo ważną częścią zespołu. Dawaliśmy tym chłopakom wsparcie w dobrych i złych chwilach nie tylko na boisku, ale też poza nim. Wiedzieliśmy, że jeśli przez błędy się zniechęcą i spalą, to nie czeka nas nic dobrego, bo nie mieliśmy wielu graczy gotowych na poziom ekstraklasy. Dlatego bardzo dbaliśmy o Łukasza Teodorczyka, Pawła Wszołka czy Adama Pazio. To byli piłkarze nie tylko bardzo utalentowani, ale też pokorni, gotowi do słuchania starszych zawodników. Wyszło im to na dobre, co uważam za jeden z największych sukcesów tamtej Polonii. O tamtą drużynę trzeba było dbać, żeby się nie rozpadła. Za moją namową polecieliśmy na zimowy obóz do Turcji, chociaż część zawodników odmówiła wylotu, bo obecny przez Króla przelew znów nie doszedł. Chociaż robiłem, co mogłem, to i tak obóz skończył się wcześniej, bo postanowiliśmy wrócić do Polski. Mogłem wtedy odejść z Polonii, bo miałem propozycje z Cracovii i Lechii Gdańsk, ale ostatecznie zostałem, bo wierzyłem do samego końca.Chociaż za czasów Króla było biednie, to stworzyliśmy coś naprawdę wyjątkowego. Spędzaliśmy wspólnie wiele czasu, co w połączeniu z ciężką pracą dało zaskakująco dobry wynik sportowy. Trener Piotr Stokowiec i jego sztab wykonali fenomenalną pracę i uważam, że z tamtego zespołu nie dało się więcej wycisnąć.

– Ile dłużny jest ci Król? Około pół miliona złotych. 

Całą rozmowę znajdziecie na portalu sport.pl [link]

Author: Tomas86

Nie lubię lania wody. Moja maksyma to: "krótko, zwięźle i na temat" :-)

Dodaj komentarz