Ks. Danelczyk: Liczę, że dzieciaki jak dorosną, to wrócą na Konwiktorską!

Zapraszam do wywiadu z ks. Mariuszem Danelczykiem, który poza troską o duchową moc naszych piłkarzy stara się promować „Czarne Koszule” wśród młodzieży. 

Zróżnicowanie kibiców na trybunach bywa przeróżne. Widok księdza bywa czasem zdumiewająca. Jak więc zaczęła się księdza przygoda z kibicowaniem Polonii?
– Na wstępie nadmienię, że Polonii kibicuje jeszcze dwóch innych księży. Z tego co wiem są też tacy, którzy kibicują innym zespołom. Moja przygoda z piłką i Polonią rozpoczęła się w czasach gdy uczęszczałem do technikum kolejowego. Wtedy wraz z nauczycielem przyszliśmy na stadion w ramach akcji kibic. Kiedyś chciałem także grać w naszym klubie, ale z Grochowa miałem daleko i z tych planów nic nie wyszło. Kibicowanie Polonii przerodziło się w pasję. Na „zielonym” Grochowie dziwiono się, że kibicuję „Czarnym Koszulom”. Miłości jednak się nie wybiera. Poznawałem historię klubu i coraz mocniej zakorzeniałem się.

– Istnieje pewna tradycja. Sympatia do klubu przechodzi z ojca na syna lub z dziadka na wnuka. Z racji tego, że takie rozwiązanie w księdza przypadku nie wchodzi w grę, to tym bardziej cieszy fakt, że wraz z księdzem na Konwiktorską trafia młodzież. Jak to wygląda od kuchni?
– Sam wywodzę się z „akcji kibic”, dlatego teraz ja przekazuję pałeczkę. Staram się zarazić Polonią innych. Nie jest to łatwe, gdyż medialnie lepiej radzi sobie Legia. Tłumaczenie i promowanie „Czarnych Koszul” nie są proste. Jednak jeśli ktoś przyjedzie tu raz, to potem pojawia się także i po raz drugi i trzeci…

– Jak liczne grupy pojawiają się z księdzem?
Od pięciu, czyli ja i czterech pasażerów, aż do dwóch autokarów.

– Oni wracają na Konwiktorską?
– Wracają! Pozytywnie działają także gadżety, które otrzymują od klubu. Wiadomo, że największym magnesem są zwycięstwa i dobra gra. Martwi natomiast to, że czasem po zmianie parafii dzieciaków nie ma kto zabrać na stadion. Nowy kapłan nie jeździ na Polonię i wtedy kontakt jest utrudniony. Liczę na to, że gdy dorosną, to będą się pojawiać na stadionie.

ks. Mariusz Danelczyk
ks. Mariusz Danelczyk (fot. ksppolonia.pl)

– Wiem jednak, że działalność księdza nie ogranicza się tylko do stadionu przy Konwiktorskiej. Widziałem dwa razy księdza w Krakowie, zarówno na Cracovii i Wiśle. Podczas drugiego meczu pamiętam radość i „szalejącego duchownego”, który wraz z ekipą wyjazdową nie mógł się nacieszyć z bramki na 3:1. Takie wypady zdarzają się często?
– Zdarzyło się kilka ciekawych wyjazdów. Pierwszy w czasach technikum był na GKS Bełchatów. W czasach seminarium było ich mniej. Tym bardziej jestem zaskoczony, że ktoś wypatrzył mnie podczas mojej jedynej wizyty na Cracovii. Jeżdżę przeważnie we wakacje, ale sam. Nie chcę peszyć chłopaków z grupy wyjazdowej swoją obecnością. Nie chcę ich ograniczać podczas podróży. Miło wspominam wyjazdy na Wisłę, Arkę, do Łodzi (na ŁKS i Widzew) oraz mecze z Lechem i Legią. Chciałbym pojechać do Białegostoku…

– Ale wyjazd odwołano…
– 
Jeżdżę sam. Na przeszkodzie jest praca. Muszę odprawić drogę krzyżową, a jeśli bym pojechał, to trzeba by było się z nieobecności tłumaczyć.

– Sutanna może imitować naszą czarną koszulę?
– Może pan Bóg w swojej opatrzności i ty w swojej wyobraźni to tak pojmujesz. Ja biorę to bardziej prozaicznie. Nasi grają w czarnym, ja mam też czarny ubiór… Staram się identyfikować ze swoim kapłaństwem, jak np. na Wiśle. Pomaga to w byciu księdzem i chroni przed utratą szerokiego uśmiechu 🙂

– Jeśli jesteśmy przy tej ciemnej stronie kibicowania, to czy łatwo jest dopingować zespół bez użycia wulgaryzmów?
– Na Polonii jest bardzo łatwo. Chłopcy są bardzo inteligentni i wiedzą, że na stadionie pojawiają się dzieci z „akcji kibic”. Umiemy dobrać słowa. Przykładowo podczas meczu z Ruchem podczas przyśpiewki „kogo pokonamy” po mojej interwencji potrafili brzydkie słowo złagodzić. W rezultacie krzyczeli, że „śmierdzieli pokonamy”. Jest to znośniejsze. Ja to potrafię przyjąć na klatę, ale na stadionie są też kobiety, dzieci i osoby starsze, którym może się to nie podobać. Polonia jest kulturalna. Stadion to nie teatr, ale jakoś trzeba się na nim zachowywać!

– Słyszałem o jednej ciekawej historii. Polonia ma zawsze dobry start gdy odprawiana jest msza przed rozpoczęciem rundy. Jest to prawda?
– Piłkarzom to pomaga. Kontakt z księżmi im pomaga. Podczas ostatniej mszy świętej nie było spowiednika. Po meczu chłopcy mówili, że nie przegraliśmy, ale jakby był spowiednik, to by było zwycięstwo (śmiech – przyp. red.). Sami czują, że jest nić powiązania. Żałuję, że na tych nabożeństwach jest tak mało kibiców. Problemem jest zapewne godzina. Jest to jednak do dogrania i w przyszłości postaramy się to jakoś naprawić. Jest to super sprawa. Akcje duszpasterskie księdza Mirosława Mikulskiego, czy też przeze mnie i jeszcze jednego księdza. Kontakt w szatni też jest bardzo ważny. Po meczu mogę podejść i przybić z nimi piątkę lub ich pocieszyć. Piłkarze to akceptują i nigdy mnie nie wyprosili. Nie słyszałem nigdy tekstu „spadaj czarnuchu” lub „wynocha”. Lubię też jak przyjeżdżają zgody. Zawsze mogę podejść do szatni i porozmawiać.

– Zgody nas zwykle ogrywają, więc ksiądz może ich zbyt mocno motywuje?
– Ja chodzę zawsze po meczu, więc to nie ja! Zwykle przyjeżdżam tuż przed pierwszym gwizdkiem. Miło wspominam mecze zgodowe, bo wtedy na trybunach jest miła atmosfera. Kibice nie traktują przeciwników jak rywali, ale jak swoich braci!

– Skoro już przy szatni jesteśmy, to chyba Piotr Stokowiec dobrze poukładał zespół? Widać, że duch Polonii wrócił…
– 
Bardzo mi się podoba ta jedność, którą widać po chłopakach. Widać efekty na boisku.

– O co możemy powalczyć na koniec sezonu?
– Ambitnie powiem, że o mistrza. Realnie sądzę jednak, że o puchary. Utrzymanie trzeciego miejsca jest w naszym zasięgu.

– Często podkreśla się martyrologię Polonii. Czy to fatum, które wisi nad Polonią można jakoś zdjąć?
– 
Myślę, że nie da się tego zmienić. Miasto i państwo nie było nigdy za Polonią. Iskierka nadziei była za czasów Lecha Kaczyńskiego, ale teraz „Czarne Koszule” są mocno marginalizowane. Wszystko pompowane jest na Pepsi Arenę. Bez woli władzy nie da się nic zmienić. Nie pomogą działacze, kibice… nawet księża. Poradziliśmy sobie już kilka razy to i teraz damy radę! Wierzę, że będziemy jeszcze kiedyś mistrzem.

– Dlaczego warto chodzić na Polonię?
– Czasem warto od siebie wymagać. Warto nawet w siedmiu bronić Westerplatte, bo to przynosi szacunek u innych. Sama świadomość, że na derby przychodzi 29 tys. kibiców Legii rodzi dumę, że jest się polonistą. Nie wolno się poddawać. Stąd moje nawiązanie do słów o Westerplatte, które pochodzą od papieża Jana Pawła II. Nie wolno się poddawać. Trzeba walczyć!

Źródło: własne

Author: Kwikster

Barwy moro, ciemny kaptur, Kwik to dziwny bywa stwór, o swej Polonii marzy dzień i noc i w Gwiezdnych Wojen wierzy moc [wierszyk z czasów ogólniaka... niezmiennie na czasie ;)]

3 thoughts on “Ks. Danelczyk: Liczę, że dzieciaki jak dorosną, to wrócą na Konwiktorską!

Dodaj komentarz