Warszawskie Dzieci we mgle

Inauguracja II ligi. Pierwszy mecz na poziomie centralnym od kilku lat. Debiut w lidze, z której znacznie łatwiej awansować. Wigilia rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Rozbudzone nadzieje. 

Przeciwnik z długami, którego piłkarze strajkowali podczas okresu przygotowawczego. Świetny bilans dotychczasowych meczów z dzisiejszym rywalem. To wszystko razem – plus urzędowy optymizm Prezesa Jerzego Engela seniora – dawało podstawy do przewidywania, że dziś wpadną nam trzy punkty, co będzie świetnym prognostykiem na cały sezon. Nie wpadły, a prognostyk jest znacznie gorszy niż wynik.

W tym meczu były nieliczne plusy, które żadną miarą nie są w stanie przesłonić minusów. Od nich jednak zacznijmy.

Michał Oświęcimka
Michał Oświęcimka

Przede wszystkim Michał Oświęcimka. Jak dla mnie objawienie. Chłopak jest nikczemnego wzrostu (mam prawo tak pisać, bo sam nie jestem lepszy), więc warunków do gry jako defensywny pomocnik nie posiada. A jednak był najlepszy w drużynie. Trudno się dziwić, że każda piłka szła przez niego, skoro nie stracił chyba ani jednej. Znakomita technika, waleczność i ambicja, zastawianie piłki, podwajanie krycia, niezła kreatywność i doskonała asekuracja, a do tego kilka podań prima sort, za którymi nikt nie nadążał. Jednocześnie co chwila Michał się rozglądał za kimś, komu można byłoby podać do przodu. Z reguły bezskutecznie. Jeśli jednak w kolejnych meczach będzie miał z kim grać z przodu, może z tego coś być. A będzie miał, bo…

Fabian Pawela. Kawał piłkarza – dosłownie i w przenośni. Widzi mnóstwo w polu karnym, świetnie się ustawia i przepycha, czuje piłkę i ma do niej nosa (co o mały włos nie skończyło się dla nas honorową bramką z niczego). Widać też zaległości treningowe, ale to jest do szybkiego nadrobienia. Typowy król pola karnego, z którego powinniśmy mieć więcej niż dużo pożytku.

Poza tym Cezary Sauczek. Chłopak szarpnął kilka razy i na boisku od razu było widać inną jakość. Jest młody, trochę się podpala, ale piłka zdecydowanie mu nie przeszkadza. Ma ciąg do przodu i wie, co powinien zagrać. Będą z niego ludzie w nieodległej przyszłości.

Grzegorz Wojdyga
Grzegorz Wojdyga (fot. Robe)

Wreszcie Grzesio Wojdyga. Spokój, opanowanie i… mnóstwo groźnych dośrodkowań. To nie jest błyskotliwy technik, ale w ramach oszczędnych środków, którymi dysponuje, jest niezwykle kreatywny. Potrafi doskonale wyjść w tempo i nagle ściąć do środka, gdzie już czeka na niego piłka. Potrafi zagrać prostą klepkę, po której ma przed sobą pustą przestrzeń bocznych sektorów pola karnego. A przede wszystkim nie boi się tego robić.

O dziwo wszystkie plusy wyszły mi z przodu. Może dlatego, że one są trochę takie na wyrost, na zachętę. Wierzę, że w tym sezonie nie będziemy mieli kłopotów z przodu, o ile sztab decyduje się grać tymi chłopakami.

I o ile na boisku zobaczymy Mariusza Marczaka. Dziś o właściwie nie było, co stanowi największe zaskoczenie in minus. Dośrodkowania kompletnie nieudane, kreatywność zero. Jak nie on i mam nadzieję, że to był wypadek przy pracy.

Skoro już przeszliśmy płynnie do minusów, to największym był dzisiaj Marcin Bochenek. Wiem, że nie tylko dla mnie. Ten chłopak na poziomie drugiej ligi to jakieś nieporozumienia. Już w meczach z czołówką trzeciej ewidentnie sobie nie radził (czy ktoś pamięta, co z nim robili zawodnicy ŁKS?). Dziś sprokurował w sposób absolutnie idiotyczny dwie pierwsze bramki. Tak nie ma prawa grać trampkarz. Dla jego i naszego dobra powinien jak najszybciej zmienić klub na jakiś w niższej lidze.

Kolejny, który nie ma prawa grać jak dzisiaj, to Piotr Augustyniak. Kiedy pod naszą bramką robiło się groźnie, on dreptał w ogólny kierunku bramki z prędkością chodziarza długodystansowego. Jakby mu zupełnie nie zależało. Zresztą wolę przyjąć taką wersję niż sądzić, że on po prostu nie może biegać szybciej. To zbyt straszna wizja.

Marcin Kluska. Momentami miałem wrażenie, że kiedy trzeba było przywalić w piłkę, on cofał nogę, jakby się bał. Dziwna gra i słusznie został zmieniony.

Wreszcie Piotr Ćwik. Nie chcę oceniać chłopaka po jednym meczu o punkty, ale on też podejmował ryzyko nie tam, gdzie powinno się je podejmować – przed naszą bramką. Do ryzyka pod bramką przeciwnika nie był już tak skory, a szkoda. Może coś byśmy ustrzelili.

Rozczarowanie ostatnie, ale absolutnie nie najmniejsze – sztab szkoleniowy. Nasz zespół kompletnie nie miał pomysłu na grę. Każda piłka szła do Oświęcimki, a reszta stała w miejscu i czekała co dalej. Niektórzy chowali się za przeciwnika, żeby tylko nikt do nich nie zagrał piłki. Jakaś paranoja.

Po stracie bramek… to samo. Zero reakcji. Zero sportowej złości, podjęcia ryzyka (co za różnica czy przegramy 0:2 czy 0:5?). Zmiany zbyt późne i nie do końca zrozumiałe. Czemu z boiska nie został zdjęty niewidoczny Ćwik, a szkodnik Bochenek grał prawie do końca? Czemu zmiany zaczęły się od skrzydłowych? Grali źle (zwłaszcza Kluska), ale to przecież zawsze osłabianie potencjału ofensywnego. I dlaczego do cholery gramy nadal dziewięcioma obrońcami, a na ławce siedzą Sauczek i Pawela?

Z pozostałych chłopaków warto odnotować, że na boisku był Daniel Choroś. Jego również dopadła przypadłość niepodejmowania ryzyka. Grał bezpiecznie w bezpiecznych sytuacjach. Nie wychylał się. Nie zaradził żadnej z kuriozalnych sytuacji, po których straciliśmy bramki. Ani plus, ani minus.

Michał Zapaśnik i Krystian Pieczara – ich jakby nie było w ogóle na boisku. Groźniejszy od Zapaśnika był Wojdyga, a od Pieczary Pawela. A powinno być odwrotnie.

Na koniec chciałem napisać o moim wielkim faworycie – Mateuszu Tobjaszu – ale co tu pisać? Padł ofiarą gry całego zespołu. Nie miał szans na wyjęcie bramek, ani innych okazji do wykazania się. Trudno napisać coś złego i trudno coś dobrego. Nie z jego winy.

Szkoda. Wielka szkoda, że ten dzień, wspaniała rocznica i wymarzony debiut, zostały tak koncertowo spaprane. I nie chodzi tu nawet o wynik, a o styl, brak złości i ambicji, wreszcie brak pomysłu i chęci podjęcia ryzyka. O grę na totalne alibi.

Jedyny pozytyw po tym meczu jest taki, że po nim jesteśmy wyżej w tabeli od naszego dzisiejszego rywala. Ale akurat w tym naszej zasługi nie ma żadnej. Oby kolejne mecze pokazały, że to było frycowe, trema spowodowana debiutem w wyższej klasie rozgrywek. Przed sztabem szkoleniowym dużo pracy nad głowami. Musi być jakiś pomysł na grę. Nie może być strachu przed ryzykiem. I Bochenka. Nie może być Bochenka.

Author: Sneer_LM

5 thoughts on “Warszawskie Dzieci we mgle

  1. A ja to widzę zupełnie inaczej. Ocenę zacznę od drobiazgów:
    Na koszulkach wielkie numery i BRAK nazwisk.
    Zamiast kupować programy meczowe, powinni ROZDAWAĆ kartkę ze składami KAŻDEMU kto chce wziąć. Potem w trakcie meczu nie trzeba nerwowo odpowiadać na pytania starszych kibiców – kto to ten z 4? a z 14?
    Może skoro zarząd i rada nadzorcza kupiły sobie karnety (czy KAŻDY kupił karnet VIP za pełną stawkę? doszły mnie słuchy, że proponowano im ulgowe za 350)?
    Ja kupiłem swój za 350, więc mogę chyba dostać informację meczową gratis (8 groszy ksero A4 razy 17 to ile to będzie 😉

    A teraz o meczu. Podawane składy 4-4-2 to tylko teoria. Tak naprawdę obaj boczni obrońcy byli z przodu. Wojdyga nawet nie wracał dalej niż do linii środkowej, ale przynajmniej coś robił w przodzie. Za to umieszczenie Zapaśnika na tej samej stronie co Grzegorz, to bubel a nie dubel. Mieliśmy naraz 4 napastników stojących tyłem i czekających na podanie i… schowanych za pomocnikami z Bytomia.

    A z tyłu zostało 2 środkowych „tytularnych” i 5-ka Ćwik, który stał się ostatnim obrońcą. sorry, ale na grę 3 obrońcami w 2. lidze to chyba nie możemy sobie pozwolić. W pierwszej połowie ten układ (3-3-4) pokazywał, że albo szybko strzelimy gola, albo nam strzelą.
    I do tego 3 niezgranych obrońców! Choroś z Donkiem powinni grać od początku na środku obrony Ćwik i Oświęcimka przed nimi. Kiedy weszli Wierzbowski, Małek, Sauczek, to widać było, że tych 5-ciu mogło wymieniać między sobą podania konstruując akcje DO PRZODU.
    Reasumując: Bochenek, Kluska – wypożyczyć czym prędzej (bo sprzedać chyba będzie trudno). a na następny mecz przetestować nowego bramkarza. A przed nim Choroś, Donek, Kosior, August. Może taka żelazna obrona da oparcie dla tych 5-ciu plus Pieczara.
    A jak młodzi się zmęczą to zmiennicy na skrzydłach pomocy.
    Koniec marzeń, czas spać.

  2. Szanowny Autorze!
    Chochlik drukarski zjadł Ci słówko „nie” w zdaniu „I o ile na boisku zobaczymy Mariusza Marczaka”. Winno ono brzmieć: I o ile na boisku nie zobaczymy Mariusza Marczaka. Facet, który człapie po boisku w tempie natrzepanego eukaliptusem koali i jest hamulcowym każdej akcji, może i wystarczył na 3(4) ligę, bo kilka razy wrzucił piłkę w miejsce, w którym w wyższych ligach już czeka bramkarz. Niestety nigdy nie policzymy ilu akcji ofensywnych i goli nie przeprowadziła/zdobyła Polonia, bo Marczak musiał nakręcić kółko. I tak sobie myślę, że to niemożliwe, że nie mamy w składzie innego zawodnika, który ze stojącej piłki potrafi celnie kopnąć na średnim dystansie. To nie jest gwiazdorska umiejętność, tylko abecadło piłkarskie.
    Oświęcimka rzeczywiście fantastycznie. Mam tylko nadzieję, że pozostali zawodnicy będą dopasowywać się do niego, a nie on do reszty. Augustyniakowi przyglądałem się szczególnie uważnie, ze względu na szczególny sentyment, przecież to jedyny piłkarz, który jest w Polonii od 4(5) ligi. Niestety obawiam się, że jest za wolny. Dramatycznie za wolny. No chyba, że Arkadiusz Kowalczyk z Bytomia, to najszybszy napastnik tej ligi.
    Poza tym warto docenić poziom gościnności, jaki zaprezentowała nasza Polonia. Żeby nie było przykro ekipie, której się ostatnio nie wiedzie, a która przecież przejechała do nas tyle kilometrów, obsypaliśmy gości prezentami. Nie wiem tylko, czy możemy liczyć na podobny rewanż z ich strony.
    Podsumowując – Polonia Bytom nie zasłużyła na zwycięstwo w tym meczu, ale Polonia Warszawa w pełni zasłużyła na porażkę.

Dodaj komentarz