Remis, który mnie nie ucieszył

Piątkowy wczesny wieczór, leje, zimno, ale na mecz iść trzeba. Gramy z Puszczą Niepołomice, drużyną z czoła tabeli i marzymy, ze wreszcie przełamiemy naszą niemoc. Oto jak było.

Mariusz Marczak
Mariusz Marczak (fot. Tadeusz Robaszyński Janiec)

Zacznijmy od roszad w składzie. Pojawił się wyleczony Krystian Pieczara. Podobno nie był jeszcze w pełni sił, ale widać do gry się rwał. Zastąpił Fabiana Pawelę, którego przyczyna absencji jest mi nieznana. Podobnie w przypadku Karola Woracha, zastąpionego przez Piotrka Augustyniaka. Wreszcie powrót do „wyjściówki” Mariusza Marczaka, w miejsce Olka Tomaszewskiego. Z Olkiem rozmawiałem, nie czuł się jeszcze dobrze, ale obiecał, że w Katowicach już się pojawi. Jeszcze Przemek Szabat za Marcina Bochenka.

Nie będę relacjonować przebiegu wydarzeń na boisku, skupię się na kilku wybranych fragmentach. Najciekawiej było już w pierwszej minucie. Michał Oświęcimka mocno pociągnął prawą flanką, wrzucił w pole karne, gdzie czyhał z głową Manolo. I mogło być szybie prowadzenie, ale piłkę jakimś akrobatycznym sposobem wybił praktycznie z linii bramkowej obrońca gości, a dobitkę z kilkunastu metrów Michał Zapaśnik posłał wysoko ponad bramką. Bramkarz przyjezdnych sprawiał wrażenie niezbyt pewnego, a przy padającym deszczu czekaliśmy na dalsze próby z większego dystansu. Kolejnym wydarzeniem wartym odnotowania jest sytuacja z 28 minuty. Jedno z nielicznych wyjść Puszczy z własnej połowy, sytuacja niezbyt groźna, w polu karnym nie ma specjalnego tłoku więc wszyscy widzą jak Daniel Choroś powala napastnika gości na glebę. Sędzia nie ma wątpliwości, bo ich mieć nie może – karny. Do piłki podchodzi Maciej Domański, mający przeszłość polonijną, Dominik Pusek wyczuwa jego zamiary i dobrze się rzuca, ale bronić nie musi, bo piłka od słupka wypada na aut bramkowy. No to czekaliśmy teraz na brutalny faul gości i czerwona dla nich kartkę, żeby było już zupełnie jak w Radomiu. Nie doczekaliśmy się, bo ten mecz nie miał znamion brutalności. Faule owszem się zdarzały, ale bez wzajemnych prób zrobienia sobie krzywdy. A i sędzia był zrównoważony i kartkami nie sypał za byle co. Z pierwszej połowy wspomnę jeszcze o sytuacji z 42 minuty. Do przodu dziarsko ruszył Donek Nakrošius, wpadł w pole karne, objechał obrońcę i kiedy miał idealna linię strzału na bramkę, z niewiadomego i niezrozumiałego powodu podał… w miejsce gdzie zgrupowani byli tylko obrońcy Niepołomic. Jęknąłem…

Donatas Nakrošius
Donatas Nakrošius (fot. Tadeusz Robaszyński Janiec)

Druga połowa to nadal była nasza przewaga w grze. Krystian próbował ciekawego strzału już w 47 minucie – zbyt lekko i tuż obok, a już minutę później Donek pokazał, że jednak kropnąć potrafi. Dystans miał większy i pozycję nie do końca oczywistą, ale huknął tak, że bramkarz z najwyższym trudem odbił to nad poprzeczkę. Mecz toczył się przy naszym mniejszym lub większym naporze, a wyłomem w nim były chyba jedyne dwie sytuacje (nie licząc karnego) jakie goście mieli w tym meczu. 61 minuta. Wolny dla Puszczy, wrzutka w pole karne w stylu Manola, piłka się po kimś prześliznęła, podbita przez intuicyjnie interweniującego Dominika uderzyła w poprzeczkę, lecz wtedy już została złapana przez naszego golkipera. A cztery minuty później było równie groźnie. Wyjście gości z kontrą, pojedynek biegowy ich napastnika z którymś z naszych, w który postanowił wkroczyć Dominik dalekim wyjściem do brzegu pola karnego. I tu Dominikowi zwyczajnie wypadła piłka, a gracz Puszczy znalazł się w wymarzonej sytuacji. Odetchnęliśmy – sędziowie ocenili to na pozycje spaloną. Później już tylko Polonia niepokoiła szyki obronne przyjezdnych. Sytuacji było sporo, ale praktycznie wszystkie kończyły się niecelnymi strzałami głową. Jedynym chyba wyjątkiem był strzał, oczywiście główka, Bartka Wiśniewskiego z 88 minuty. Było celnie, a bramkarz zdołał to tylko lekko odbić przed siebie. Szkoda, że w polu karnym nikogo nie było i piłkę wybił w plener jeden z obrońców. Bartek, który w 62 minucie zmienił Michała Zapaśnika, był aktywny i ruchliwy w tym spotkaniu. Znamienną dla naszej gry była jego sytuacja chyba już z początku doliczonego czasu gry. Bartek pognał na bramkę gości, ktoś mu piłkę wybił na aut, on ja chciał szybko wprowadzić na boisko… i czekał dobrych kilka, czy kilkanaście sekund, bo w zasięgu wyrzutu miał tylko sześciu obrońców Puszczy, a nikt z naszych jakoś za akcja nie pociągnął. Rogi bite w doliczonym czasie gry nie przyniosły skutku i sędzia odgwizdał koniec spotkania. Skończyło się więc wynikiem bezbramkowym, z którego z pewnością większość korzyść odnieśli przyjezdni, którzy niczego, dosłownie niczego, w tym meczu nie zademonstrowali. Różnica jest taka, że oni są na górze, a my na dole tabeli. I łatwo nam stamtąd uciec nie będzie przy takiej indolencji strzałowej. Błagam, może mniej taktyki, natomiast ćwiczenie do oporu strzałów. Nogą, głową i czym tam jeszcze. Jeżeli w meczu mamy kilkanaście sytuacji na strzelenie gola, a w światło bramki idą tylko dwa strzały (wspomniane Donka i Bartka), to sorry, ale co najwyżej będziemy się cieszyć z remisów 0:0, pod warunkiem, że przeciwnicy nie będą strzelać karnych i specjalnie nas straszyć akcjami z pola.

Ocenki.

Dominik miał dziś kilka niepewnych interwencji, które jednak jestem skłonny złożyć na karb warunków gry i mokrej piłki. Przy karnym może się wydawać, że gdyby szedł on w światło bramki, pewnie by go obronił.

Obrona. Chłopcy mieli dziś łatwiejszy mecz, więc i błędów jakby mniej. August zaprezentował się dobrze, tylko po co dyskutował łapiąc za to kartkę, Daniel miał tę gafę z karnym. Grzesio Wojdyga dziś tak nie biegał jak poprzednio, więcej się działo po drugiej stronie za sprawą Przemka, a później zmieniającego go Bochna. Żeby ci dwa precyzyjniej dogrywali…

Pomoc. Tutaj oczywiście walczył jak lew Cimek. On chyba wyrasta na ulubieńca naszego stadionu. Nawet próbował coś grać do przodu, choć nie jest to jego domena, ale to zagranie z pierwszej minuty… Donek to jego dobry partner na trudniejsze momenty. Manolo dobrze zaczął, później coraz mniej ruchliwy, Marcin Kluska i Zapas nie błyszczeli, Piotrek Kosiorowski i Mateusz Małek nie zdołali zaznaczyć w sposób znaczący swojej obecności wchodzą w końcówce meczu.

Z przodu Krystian, na ile pozwalały mu siły, starał się absorbować obronę gości, ale jakichś wybitnych dokonań nie miał. Dla mnie milszym zaskoczeniem była postawa Bartka Wiśniewskiego. Czasami odnosiłem wrażenie, że on jakby nie daje z siebie wszystkiego w meczach, dzisiaj sprawiał wrażenie , że mu zależało. Z jego strony gościom groziło chyba najwięcej.
Sędzia, pan Damian Kos z Pomorskiego ZPN, moim zdaniem prowadził mecz bez zarzutu.

Podsumowując. Przewaga, sporo prób ofensywnych… i nic z tego nie wynikało, bo albo brakowało ostatniego podania, albo strzały chybiały celu. Wydawać się mogło, że zawodnicy nie byli dziś aż tak mocno powiązani rygorami taktycznymi, że mieli większą swobodę w bieganiu po boisku. Może z tego względu tych akcji było jakby więcej? Tylko ta indolencja strzałowa. To boli, są sytuacje i nie kończą się one niczym znaczącym. A co się dzieje kiedy oddaje się mocny i celny strzał widzieliśmy po uderzeniu Donka, czy główce Wiśni. Ale takie dwie sytuacje na cały mecz to naprawdę zbyt mało. Nie wiem czy ten remis nie zepchnie nas już do strefy spadkowej. Patrząc na mecz z Niepołomicami odnoszę wrażenie, że na to nie zasługujemy, ale jesteśmy sami sobie winni.

Author: trickywoo

4 thoughts on “Remis, który mnie nie ucieszył

  1. Dla mnie „Remis, który mnie nie uciszy”. Ciąg dalszy patologii w zespole. Przebudowa wyjściowego składu -nie mam pojęcia o co chodzi. Ani jakiejś sensownej koncepcji ani myśli taktycznej. Ot tak – Wy dawno nie graliście to se pokopta a ja mam z bańki, że niby nic nie robię, żeby coś w drużynie zmienić.

    Mam wrażenie, że zaraz będzie oprócz tego, że sędziowie źli, piłkarze nie słuchają, a kibice to już w ogóle skandal – i to wszystko przez nich – okaże się trenerowi biednemu naszemu to zawsze wiatr w oczy, chuj w dupę i nóż w plecy… Wszystko nie tak…

    Bytom zmienił trenera, Rybnik itp. itd. a my wciąż przyspawani do Igora czekamy na … nie wiem sam już na co..

  2. Do Bachusa:
    czekamy na sponsora, bo kasa za moment się skończy. Piłkarze grają, jak potrafią i walczą, ale już wiedzą, że zimą na Cypr raczej nie pojadą. Na wypłatę premii za awans też już nikt w zespole nie liczy. Ciężkie terminy nadchodzą.

Dodaj komentarz