Jak strzelić trzy bramki mając dwie okazje?

Stadion na Konwiktorskiej zapełnił się dzisiaj naprawdę sporą liczbą sympatyków. Mieliśmy chyba rekord frekwencji. No bo Polonia gra całkiem, całkiem, najgroźniejsi rywale zrobili dla nas wszystko co mogli nie wygrywając swoich meczów, a na dokładkę przyjechał zespół Ruchu Wysokie Mazowiecki, który będzie walczyć o utrzymanie się w lidze. Liczyliśmy na jakieś pięć bramek do obejrzenia i tyleż zobaczyliśmy tylko… nie w oczekiwanej konfiguracji.

Mecz zaczął się od bardzo, ale to bardzo nieudanego zagrania Grzegorza Wojdygi do Janka Balawejdera i tylko rozpaczliwej interwencji naszego bramkarza zawdzięczaliśmy, że nie przegrywaliśmy już od 2 minuty. Dalsze minuty nie były niestety lepsze. Do 17 minuty trwał festiwal złych zagrań i nieudolności naszych zawodników, ze szczególnym uwzględnieniem formacji obronnej. We wspomnianej 17 minucie ujrzeliśmy pierwszą naszą lepszą akcję. Akcja zapoczątkowana przez Krystiana Pieczarę, podanie do Czarka Sauczka, odegranie do Krystka wychodzącego sam na sam z bramkarzem i… „Pieczi” chciał chyba strzelić nogą, na której aktualnie stał, czyli zwyczajnie się przewrócił. Zaczęła się zarysowywać malutka, ale jednak przewaga Polonii. Nic konkretnego, jednak Krystian w 24 minucie znów miał coś koło 100-ki. Tym razem w ostatniej chwili zablokował jego uderzenie obrońca. Przerwa w sytuacjach i w 36 minucie znowu „Pieczi”, tym razem główka tuż obok słupka. Bramka Ruchu wyglądała trochę na zaczarowaną, tymczasem nasi obrońcy drzemali – raz mocniej, raz słabiej, jednak bez wątpliwości bez przerwy. W 39 uratował nas jeszcze Janek, niestety dwie minuty później piłka była już poza jego zasięgiem. Niefrasobliwa postawa kompletnego bloku obronnego musiała tak się skończyć!

Po przerwie MUSIAŁO być lepiej! Naprawdę? Hmm, już w 46 minucie mało nie straciliśmy drugiej bramki. Kontra z dwoma zawodnikami w naszym polu karnym i Janek znowu musiał to bronić. Krystian chciał się odgryźć – w 49 minucie strzelał głową… znowu nad poprzeczką. Skuteczność, a raczej jej brak w ofensywie dorównywała słabej grze w obronie. Około 55 minuty nasi wreszcie ruszyli. Najpierw po rzucie wolnym i minięciu się ich bramkarza z szybująca piłką, głową strzelał Grzesio, ale był to kolejny kamyczek do złego ustawienia celowników, w 57 minucie poszedł szybki atak, piłka trafiła do schowanego i wybiegającego zza obrońców Sauczka i wtedy ujawnił się szczególny „talent” sędziego liniowego biegającego przy trybunie. W jaki sposób on dopatrzył się pozycji spalonej?! Czyżby miał jakiegoś specyficznego zeza??

Za zupełnie bezproduktywnego Mateusza Małka wszedł Sebastian Olczak i była to dobra zmiana. Nasi zaczęli w tym momencie grać tak, jak tego od nich oczekiwaliśmy. Efekt to bramka już w 62 minucie. Wszędobylski „Pieczi” odebrał piłkę na środku pola, podał do Piotra Maślanki, ten podciągnął i wrzucił w pole karne, a tam oczywiście był już Krystian i lekkim muśnięciem skierował piłkę do siatki. 1:1. Minutę później musiał strzelić Maciek Wilanowski lecz huknął w niebo sprzed samej bramki. W następnej minucie – w kolejnych zdaniach sobie te słowa daruję, bo teraz akcje sunęły na bramkę Ruchu co minuta i każda mogła lub wręcz powinna kończyć się bramką! Sytuacje zaczęli stwarzać kolejni nasi gracze, a najbliżej strzelenia gola był Sauczek, którego strzał w krótki róg z najwyższym trudem obronił bramkarz rywali. W tym czasie Ruchu w zasadzie nie było, no OK wszyscy byli w swoim polu karnym. No i dopchnęliśmy się do prowadzenia. W 76 minucie Olczak bajecznie zagrał do naszego snajpera, ten doskonale piłkę przyjął i pewnie umieścił w bramce.

I wtedy… nasi stanęli! Jakby było już po meczu. Oddali inicjatywę i pole gry. Długo nie trzeba było czekać i dzielni gracze Ruchu skorzystali z podarowanego prezentu. Kolejna kontra, piłka wybita na róg, a po rogu gracz stojący dosłownie wlepiony w bliższy słupek spokojnie skierował piłkę do naszej bramki. Sytuacja trudna może dla Janka, ale banalna, a przynajmniej taką powinna być, dla naszej obrony! Wszyscy dostrzegamy fakt, że Janek wirtuozem gry na przedpolu nie jest i każdy stały fragment gry kończący się dośrodkowaniem w nasze pole karne, to prawie połowa rzutu karnego. Nie rozumiem więc beztroskiego wybijania piłki na rogi, no bo wszystkich fauli na własnej połowie uniknąć się nie da.

Nasze dynamiczniejsze wyjścia do przodu skutecznie kasował machając chorągiewką facet chyba przypadkowo ubrany w czarny strój sędziego. Na marginesie trochę mnie dziwi, że naprawdę dobrze sędziujący arbiter główny spotkania (nazwiska nie znam, bo nie dostałem wydruku przedmeczowego), który chyba nie popełnił przez cały mecz żadnego poważniejszego błędu, dobiera sobie jako partnera na linii miśka, którego najodpowiedzialniejszym zajęciem mogło by być obieranie ziemniaków we frytkarni. To nie było z resztą ostatnie takie wskazanie pana na linii, ale nie chce mi się już dalej opisywać jego wyczynów. Mogę Wam tylko powiedzieć, że jego „praca” została dostrzeżona przez siedzących na trybunie p.p. Michała Listkiewicza i Sławomira Stempniewskiego i mam nadzieję, że wyhamują trochę jego radosne zabawy w sędziego.

Prawdziwa tragedia miała jednak miejsce w 88 minucie. Zamiast strzelenia gola, to go straciliśmy, kompletnie się kompromitując przegraną na własnym boisku z ambitną, ale tylko ambitną drużyną gości. Grzesio, pełniący dziś funkcje naszego kapitana, którego bardzo lubię i cenię, czemu wielokrotnie dawałem wyraz, swoiście sklamrował swoją grę w tym meczu, wykonując lustrzany manewr tym razem na dwie minuty przed końcem, a nie na początku meczu. Podanie, słabe i mocno niecelne do Janka, ten ledwo je złapał końcem buta, a widząc szarżujących na niego dwóch graczy Ruchu, tak nieszczęśliwie próbował wykopywać, że rykoszet poszedł w światło bramki. Janek jeszcze podbił tę piłkę i wydawało się, że będzie miał szansę ją nawet złapać, ale ruszył w jej stronę tak jakoś niezbornie, że wpakował ją, a siebie tuż za nią, do siatki. I mieliśmy w plecy, a mogło być gorzej, bo na połowę gości nie wpuszczał nas „czujny” boczny sędzia, natomiast pod nasza bramką działy się przy ich kontrach dziwne rzeczy i po kolejnym błędzie rozkojarzonego Janka piłkę wykopywał z linii któryś z obrońców.

No i stało się – żenada dobiegła końca, choć nie wszyscy do tego końca doczekali, bo sporo ludzi po prostu pękło i wychodzili przed końcem meczu. Taka sytuacja to na K6 ewenement i dawno tego nie widziałem.

Ocena gry? Proszę bardzo.

Janek, do pewnego momentu OK, ale pod koniec się zagotował. Takie bramki, jak druga (w minimalnym stopniu) oraz trzecia (ta już dosyć mocno!) bardzo go obciążają.

Obrona, niestety pod psem. O niefortunnych interwencjach naszego kapitana już wspomniałem, ale uwierzcie mi, inni nie byli lepsi. No może Rafał Zembrowski, który chyba miał tylko jednego grożącego utratą bramki „babola”.

Boczni pomocnicy. Małek niestety dziś tragiczny, a tak dobrze zaczął sezon. Już się zmęczył?! A może niepotrzebnie tak żeśmy go chwalili? Czarek lepiej choć dziś nie błyszczał. Nieco wolniejszy, choć inni i tak nie nadążali, natomiast kiedy wychodził już na pozycje typu sam na sam z bramkarzem, to zwyczajnie się gubił i nie wiedział co robić. Jeden zdecydowany strzał, a kilka ni to strzałów, ni to podań… nie bardzo wiadomo do kogo. Sebastian Kobiera w I części słaby, w drugiej miał kilka przebłysków w momentach lepszej postawy całej drużyny. W sumie blado. Bartek Wiśniewski tez dzisiaj drużyny nie pociągnął, a od niego moglibyśmy tego oczekiwać.

Maciek Wilanowski. Tu mam lekki kłopot. Może bym napisał, że nawet nieźle, ale ta lufa z dwóch metrów w niebo, wrrrr. Krystian – dwie bramki, to mówi samo za siebie, ale… powinien dziś tych bramek strzelić dwa razy więcej już w I połowie, gdy tymczasem obie puknął dopiero w drugiej, więc skutecznością w przekroju całego meczu nie porażał. Niepokoi także, że strzela tylko on – inni maja okazje i je partaczą na wyścigi! Ludzie, z całym uzasadnionym szacunkiem do Krystiana – Wy też musicie dokładać się do dorobku brakowego naszej ekip!

Na zmianach zobaczyliśmy Sebka Olczaka i podkreślam – była to udana zmiana. Sebastian walczył i miał cudowne dogranie przy drugiej bramce. Stanowczo też kasował akcje przeciwników. Drugim wprowadzonym był Jakub Cesarek i muszę stwierdzić, że nie dał się jakoś zauważyć. Za miękki, odbijał się od prosto grających przeciwników i nie był w stanie kupować ich ani na szybkość, ani na zwody.

Podsumowując. Mecz, po którym raczej nikt z obecnych na stadionie nie będzie w stanie spokojnie zasnąć! To cholernie przykre, że nasza drużyna zachowuje się tak, jakby z nami igrała. Mecz cukiereczek, mecz średniówka, dwa mecze – błazenada. A ta liga jest w cuglach do wygrania! Tylko trzeba chcieć i się starać, a nie tradycyjnie zbierać bęcki od drużyn, które dzięki punktom z nami liczą na uchronienie się przed spadkiem, typu Legia II czy dzisiaj Ruch. Panowie, jak na tą ligę to macie jakości i umiejętności po dach, więc prosimy – nie znieważajcie nas taką grą jak dzisiaj. Na frekwencję i doping dziś narzekać nie mogliście!

Wszyscy oczekujemy od Was poprawy.

PS. Tytuł materiału dotyczy drużyny gości – żeby nie było wątpliwości.

Author: trickywoo

10 thoughts on “Jak strzelić trzy bramki mając dwie okazje?

  1. Ja akurat wyjątkowo siedziałem na A – zaprosiłem na mecz kolegę z Wysokiego Mazowieckiego ;-), który nota bene powiedział, że nieco przesadziliśmy z tą gościnnością i bym się tak bardzo liniowego nie czepiał. Moim zdaniem większość jego spalonych w II połowie faktycznie miała miejsce. Bardzo to było frustrujące, patrzeć, jak nasi wciąż ustawiali się na spalonych pozycjach.

  2. Nie mam prawa oceniać po tym meczu Pana trenera Chrobaka, jednak sądzę, że zawiódł go trenerski nos.
    Kto był na meczu to widział, że meczu nie przegraliśmy defensywą, a jednak ofensywą. Pan Krystian strzelił aż dwa gole, ale sytuacji miał jeszcze przynajmniej dwa razy więcej. Swoje jednak ustrzelił i za to mu chwała. Ale Wilanowski i Sauczek powinni go uzupełnić w strzelaniu goli, a tego zabrakło. Obaj mieli po jednej akcji, gdy weszli z piłką na siódmy – ósmy metr i …. Wilanowski walnął gdzieś na wysokość któregoś piętra, a Sauczek walił po krótkim rogu, gdzie stal akurat bramkarz zamiast dograć do innych wchodzących w pole karne zawodników, albo po prostu jeszcze ze dwa, trzy metry podciągnąć i pieprznąć tak, aby bramkarz wpadł z piłką do bramki.
    Ale wracając do nosa trenera, ustawienie Bartosza Wiśniewskiego na ósemce to zbyt głęboko dla niego – on ma walory ofensywne i dycha to jego środowisko na boisku. Tam daje najwięcej. Wilanowski w tym miejscu to nawet nie połowa Wiśniewskiego.
    Okazało się, że Olczak dał dobrą zmianę i to on powinien tam zagrać od początku. Trener widzi piłkarzy codziennie na treningu. Widzi wiec też, że Cesarek to jeszcze nie ten poziom, a wstawia go na skrzydło. Małek i Sauczek w tym miejscu mogą czasem dreptać cały mecz, ale zrobią w nim kilka sztychów po skrzydle i dograją lepiej lub gorzej do Pieczary.
    Oczywiście trener nie mógł skorzystać z Zajączkowskiego, ale na boku obrony Szabat już z wiekiem nie czuje się tak dobrze, jak na stoperze. W parze z Zembrowskim dają więcej spokoju na stoperze niż rozdzieleni w obronie.
    Oddzielnym problemem jest Janek. Zawalił pierwszego gola. Strzał, ale nie jakaś bomba byłby do odbicia gdyby trzymał się osi bramki, a nie stał przy krótkim słupku i odsłonił długi róg. Przypadkowo mu tam wpadło, bo przeciwnik kierował piłkę w światło bramki. Za drugiego gola nie można go winić. Spójrzcie co robią nasi obrońcy – kryją za plecami zamiast wyprzedzać. Za pierwszym razem kiedy zgrywał przeciwnik głową i za drugim razem gdy zgrana piłka trafiła rykoszetem chyba w pierś drugiego zawodnika gości. A nasi stali za ich plecami. Do takich farfocli trzeba ostro wychodzić i głową wypieprzać w pole. Trzeba tylko jak to przekazać obrońcom ? Trzecia bramka to znów wina Janka. Nie jest Neuerem i kiwać się z piłką jak on nie potrafi. Po kiego grzyba przyjmuje piłkę mając trzy metry przed sobą przeciwnika ? Piłka mu odskakuje i nieszczęście gotowe. Wina Grzegorza jest taka, że on jako doświadczony gracz powinien to wybić gdziekolwiek, a nie podawać do Janka, wie przecież, że on wirtuozem gry nogami nie jest. Drugi gol Balawejdera.

    Aby nie popadać w czarną rozpacz – jeszcze mamy początek sezonu i jest czas na odrobienie strat. Taki kubeł, często pomyj na głowy graczy może spowoduje chęć odegrania się w kolejnych meczach. Taką sportową złość. Oby.

    Przy okazji – znów piłkarze odwalają chodzonego w pierwszej połowie. Z zaciekłością potrafią grać tylko po przerwie ? Co na to Pan trener ? Nie można z takim słabym przeciwnikiem taką padakę odwalać. Dla przykładu ich bramkarz odbijał tylko to co w niego leciało. Resztę odprowadzał wzrokiem. Ich napastnicy jeśli już mieli piłkę pod naszym polem karnym to albo ( ze dwa razy ) lekko strzelali w Janka, albo gnietli naszych obrońców czekając aż ci popełnią błędy ( skutecznie czekając ), albo raz przypadkowo wyszedł im strzał w długi, odkryty przez Janka róg, ale o tym już było.

    Powtórzę za trenerem – takiego meczu, z tak słabym przeciwnikem nie wygrać kilkoma bramkami to źle, ale przegrać to już wstyd.

  3. olo – czy Ty wierzysz że gramy o awans ? Bez sensownych zmienników ? Bez porządnego bramkarza ? Jan Balawejder za 10 dni skończy 20 lat. Ma prawo do błedów ale nie powinien powtarzać dalej tych samych. Grzegorz Wojdyga – już lepszy nie będzie ale gorszy to niestety tak. Trzeba szukać zastępców – a jak na razie ani trener, ani „działacze” nie myślą długofalowo. Musimy walczyć o awans już teraz, bo za rok ani Wojdyga , ani Wisniewski, Zambrowski czy Pieczara nie udzwigną poziomu. A teraz Legionowia, Sokół czy Lechia są jeszcze do złapania. Potem nam odjadą i co ? A wczoraj przyszło więcej ludzi. Czy wrócą ? Oby ale po tym co zobaczyli …..

  4. Oczywiście, ze gramy o awans. Bo o co innego mielibyśmy grać ? Nie mamy porządnego bramkarza ? A kto go ma w tej lidze ? Widziałeś wczoraj bramkarza Ruchu ? Czy on coś obronił ? Nic !!!! Tylko nasi pudłowali.
    Naszym brakuje wyłącznie koncentracji i grania, jak to się mówi na pełnej k…wie ( przepraszam za chwilowe słownictwo ). Tylko tego.
    Czy ludzie wrócą na stadion ? Wrócą, bo tak jak my nie wyobrażają sobie weekendu bez Polonii.

  5. Olo naprawdę w to wierzysz co piszesz? Gramy o awans? Po takiej kaszanie ? Ja uważam ze nikt z Zarządu nie wierzy w ten awans a trener choćby był motywatorem nie wiem jakim nie ma szans na sukces bo nie ma konkurencji w zespole. Dlaczego Malek i Sauczek nagle zapomnieli jak się strzela i gra ? Bo nikt ich nie naciska. Dlaczegobramkarz puszcza babole? Bo nikt inny nie wyjdzie za niego ! I tak bedą w czubie ale awans ? Po co?

  6. Będą w czubie jak piszesz. Ale od bycia w czubie do lidera jest już bliziutko. Trener i piłkarze, choć niestety nie wszyscy też myślą o awansie. Prezes Kaluba na pewno też. O motywację bym się nie martwił.
    Inną sprawą są braki kadrowe. Na przykład jaki jest sens wpuszczania na boisko Cesarka ? Co on daje ? W jakimś stopniu też Wilanowski. Jan jest takim samym słabym bramkarzem jak inni w tej lidze.
    Małek gra falami i ja bym go trzymał do końca, bo to taki chłopak, ze zawsze coś może wywinąć. A Sauczka zajechano latem, zamiast mu dać odpocząć, jak innym po sezonie.

  7. Olo Twoje argumenty są logiczne; dlaczego zatem jest taki zjazd? 3 tygodnie temu koncert gry przeciw Lechii a wczoraj …. odczuwam tez iż nieco pilisz to naszego trenera. Czyżby pierwsze objawy wypalenia ? Sparingi były słabe ale przecież nie o to chodzi . Gdzie jest błąd ?

  8. Odnośnie trenera, to hm…. jest dla mnie autorytetem, szczególnie w pracy na tym poziomie rozgrywkowym i w pracy z młodzieżą. Co nie oznacza, że nie powinniśmy stawiać pytań. Wypalenie na pewno nie – to zbyt ambitny facet. Zjazd formy ? Nie ma takiego. Z Lechią grało się łatwo, bo ta się odkrywała starając się odrabiać straty. To taka liga, że gra się z reguły do pierwszej bramki. Kto ją traci się odkrywa i traci następne, a na jego bramkę ciągną szybkie kontry. To laikowi takiemu choćby jak ja zamywa obraz.
    Myślę, że wyniki się poprawią, gdy do swego poziomu wróci nasza dycha, czyli Bartosz Wiśniewski. Przy jego lepszej grze Sauczek i Małek będą lepiej obsługiwani na skrzydłach, a to będzie dalsza i lepsza obsługa Pieczary.
    Mnie emocje już opadają i jestem wręcz pewien rehabilitacji za tydzień w Radomiu.

Dodaj komentarz