Słabo, źle, jeszcze gorzej…

Tydzień temu darowałem sobie, Wam, ale i piłkarzom felieton. Nie bardzo było o czym pisać, czekałem więc na dzisiejszy mecz, licząc, że wreszcie z takim przeciwnikiem jak ROW 1964 w miarę łatwo się rozprawimy. No to się doczekałem!

Michał Oświęcimka
Michał Oświęcimka (fot. Robe)

ROW zajmował miejsce w dole tabeli, nam przy wygranej „groziła” trzecia pozycja w tabeli. Sytuacja wręcz wymarzona. Wszystko OK, jednego jednak nie wziąłem pod uwagę, a mianowicie faktu, że czym przeciwnik słabszy, tym my gramy gorzej. Przekonaliśmy się o tym w meczu z Wartą w Poznaniu. Dziś było to twórcze rozwinięcie tej tezy.

Zaczęło się nawet w miarę przyzwoicie. Bity w 9 minucie rzut rożny bramkarz gości odbił o poprzeczkę, w 20 Bartosz Wiśniewski pięknie wyłożył Marcinowi Klusce, lecz ten nie umiał przyjąć piłki, w 24 wolny był przez Mariusza Marczaka bity tak blisko słupka, że spiker puścił nawet triumfalną muzyczkę. Później niestety okazało się, że nasza obrona to co najwyżej ser szwajcarski. Zawodnik gości nie bardzo wiedział co ma zrobić z piłką pod naszym polem karnym, a ponieważ nikt nie próbował go atakować więc strzelił. Nie za mocno, w sam środek. Dominik Pusek spokojnie strzał przyjął na ciało, po czym, w jakiś dziwny sposób, przepuścił ją do bramki pod brzuchem. Nie chciał już dostać kolejnego plecaka?!

Po straconej bramce nasi jakby oklapli. Był jeszcze mały zryw około 40 minuty, ale bramkarz nie dawał się zaskoczyć niezbyt trudnymi skądinąd strzałami. Sędzia zakończył mecz po 44 minutach i mogliśmy przedyskutować słabą postawę naszej drużyny na stadionowym dziedzińcu. Byliśmy przekonani, że w drugiej połowie pogonimy wynik, a nawet upolujemy słabą drużynę ROW-u.

Tymczasem pierwszą notatkę z wydarzeń drugiej części gry poczyniłem dopiero w 68 minucie!!! Po rogu próbował strzelać Grzegorz Wojdyga. Później wyglądało na to, że obie drużyny usatysfakcjonowane są wynikiem. Zaczęliśmy się nawet zastanawiać czy nie jest to ze strony Polonii jakaś forma moralnego wsparcia drużyny z Powiśla i chęć przegrania tak, aby nie było im przykro.

Chyba jednak nie, bo ostatnie dziesięć minut nasi rozegrali jakby z większym animuszem, tyle, że bez wystarczających umiejętności i skutku. Sędzia doliczył cztery minuty, a gwizdnął tradycyjnie po trzech doliczonego czasu i … stało się – przerżnęliśmy mecz, który zawalić było naprawdę dużą sztuką.

Marcin Kochanek
Marcin Kochanek

Można oczywiście próbować zwalić winę na sędziego, pana Marcina Kochanka. Otóż on i jego asystenci pozwolili dziś na normalną grę. W niczym nie przypominali farmaceutów, z którymi mieliśmy ostatnio do czynienia, gwiżdżącymi najlżejszy nawet powiew wiatru. Tymczasem dzisiejszy mecz nie miał w sobie żadnej złośliwości i chęci zbyt ostrej gry, a na tę mniej ostrą sędzia zwyczajnie nie reagował. I okazało się, że nasza drużyna żeruje właśnie na tych sędziach – aptekarzach, którzy czasem są przeciwko nam, ale bez umiaru zapewniają nam odpowiednią porcję wolnych bitych przeciwko drużynom przeciwnym. Dziś takich szans dostaliśmy jak na lekarstwo. I na nic były artystyczne pady i rozkładanie rąk przez Manola i innych – sędzia był niewzruszony i robił swoje. Należy to rozumieć jako prawidłowe wykonywanie obowiązków arbitra spotkania. W takiej sytuacji została całkowicie obnażona nasza indolencja w grze ofensywnej. Praktycznie tylko wspomniana 20 minuta, no i może 80, kiedy w polu karnym ROW-u trochę się zakotłowało, ale bez wyraźnego rezultatu.

Nasi zawodnicy nie są w stanie zagrać szybszego ataku. Wyprowadzenie piłki jest celebrowane. Absolutnie każdy obowiązkowo musi wykonać kółeczko, po czym podaje w bok lub do tyłu. Może i dobrze, bo ci co są z przodu albo chytrze chowają się za obrońcami, albo trwają z uporem na pozycjach spalonych. Jeśli już coś do nich dociera to kłania się trudna sztuka przyjęcia piłki. Jeśli jednak i to się jakoś uda, to wtedy obowiązkowo następuje podanie „do lepiej ustawionych zawodników”, przez co należy rozumieć podanie do obrońców przeciwników lub wybicie na aut bramkowy. Smuteczek.

W ten sposób, grając kilka meczów z rzędu u siebie, na dokładkę z ligowymi ogórkami nie zdobywamy sensownych punktów. Może czekamy na zgromienie tych lepszych i to na ich stadionach? To takie mało rycerskie ogrywać słabeuszy.
OK, skoro już wiemy, że zawalony został kolejny mecz, to popatrzmy na dokonania indywidualne.

Bramka. Pusek praktycznie nie miał nic do roboty, bo w zasadzie gracze ROW-u nie przeprowadzili żadnej groźniejszej akcji, gdyż ta z bramką też taka nie była. Dominik chyba chciał dać szansę komuś innego na tornister i ten jeden strzał wpuścił.

Obrona. Środek słabiutki, nawet na tle mizernych przeciwników. Dopuszczenie zdesperowanego gościa do strzału, bo nie miał czego zagrać, bez żadnej próby utrudnienia mu tego zadania wystawia im ocenę bardzo niską. Niestety dotyczy to także Donka Nakrošiusa. Skrzydła nieco lepiej. Roboty w obronie było mało, to czasem próbowali czegoś z przodu. I tu pewna rozbieżność – o ile Grzesio próbował strzelać nawet w sytuacjach, w których powinien podawać, o tyle Marcin Bochenek podawał nawet w sytuacjach sam na sam z bramkarzem (80 minuta).

Środek pola. Piotr Kosiorowski – grał? Nie bardzo go widziałem (szybko zmieniony). Manolo nie w sosie. Rozgoryczony chyba nie dającym się nabierać sędzią. Kluska ruchliwy, ale bez wyników.

Atak. Wiśnia pozornie pracowity, tyle, że nic z tego nie wynikało. Fabian Pawela – jeśli już było choćby minimalnie groźniej, to raczej za jego sprawą. Finalny skutek – patrz gracze powyżej.

Aleksander Tomaszewski
Aleksander Tomaszewski (fot. Robe 6)

Zmiennicy. W gruncie rzeczy wszystkie cztery zmiany dziś na plus. Zmiennicy próbowali coś zrobić, a i ROW już tylko myślał o obronie wyniku. Michał Zapaśnik był z pewnością bardziej wyrazisty od Wiśni, Michał Oświęcimka to w porównaniu z mizernym Piotrem Kosiorowskim, to jak ogień i woda. Ten facet walczy i nie odpuszcza. Olek Tomaszewski znacznie lepiej rozrzucał piłki od zdegustowanego Manola i wszystko w tej żwawszej końcówce działo się za jego sprawą. Wreszcie Mariusz Wierzbowski za Kluskę – tu różnica była mniej uchwytna, ale gorszy nie był.

Uczciwie powiem – zęby mnie bolą od oglądania takich meczów. Zawodnicy muszą nauczyć się przechodzić do szybkiego ataku, grać piłkę czasem po ziemi, pokazywać się na pozycjach i wracać z pozycji spalonych. Obrona nie ma prawa stwierdzać, że przeciwnik jest cienki i go odpuszczać, bo bramki nam jednak jakieś ciągle wpadają.

Za tydzień kolejny mecz w domu. Trochę się go obawiam. Wiara w awans jest coraz bardziej ulotna, obawa o utrzymanie za to nieco się wzmaga….

Author: trickywoo

7 thoughts on “Słabo, źle, jeszcze gorzej…

  1. ROW i Warta to 2 najgorzej grające drużyny w lidze, jakie miałem przyjemność oglądać w meczu z Polonią. W obydwu spotkaniach niestety byliśmy jeszcze gorsi od przeciwników. Zastanawiam się, jakim cudem wywieźliśmy 1 punkt z Opola i wygraliśmy ze Stalą Stalowa Wola, która prezentowała się całkiem przyzwoicie … Odpowiedź jest prosta: w tej lidze każdy może wygrać z każdym. Może poczekajmy więc do końca rundy i wtedy rozliczymy trenera i grajków …

    1. Nie wiem, jaką przyjemność czerpie kolega z oglądania Polonii i jej przeciwników. Dla mnie to wieczór cierpień.

    1. Ja byłem – i zapewniam Cię, że możesz Legionovię dołączyć do swojej wyliczanki.

Dodaj komentarz